Wczorajszy mecz GKS-u Katowice z Comarch Cracovią kompletnie nie ułożył się po myśli katowiczan. Jedynego, honorowego gola dla GieKSy zdobył Mateusz Bepierszcz, który nie miał zbyt wiele powodów do optymizmu po porażce 1:4.
Po serii pięciu kolejnych wygranych, do hokeistów GKS-u Katowice powróciły stare demony. Katowiczanie wydawali się być gorsi od swych rywali w niemalże każdym aspekcie hokejowego rzemiosła, co skończyło się wyjazdowym zwycięstwem Cracovii 4:1.
– W drugiej i trzeciej tercji mecz się wyrównał. W pierwszej nie było nas jednak na lodzie; zapomnieliśmy wyjść z szatni. Powtarzamy to sobie przed każdym meczem, ale za każdym razem jest tak samo. Nie wiem, w czym leży problem. Mieliśmy swoje szanse. Cracovia to dobra i skuteczna drużyna; niestety przegraliśmy 1:4 – przyznał Mateusz Bepierszcz.
O triumfie „Pasów” w głównej mierze zadecydowały hiperskuteczne „power-playe”. Trzy spośród czterech trafień zostały zdobyte w liczebnej przewadze, zaś czwarty gol był efektem posłania krążka do pustej bramki.
– Dostaliśmy trzy bramki w osłabieniu. Tak na dobrą sprawę, przy wyrównanych siłach nie straciliśmy ani jednego gola, poza golem do pustej bramki. Nie wiem, co więcej mogę dodać – to był słaby mecz w naszym wykonaniu – napastnikowi GieKSy ciężko było znaleźć wytłumaczenie słabej postawy zespołu.
Na pięć kolejek przed końcem sezonu zasadniczego każdy zespół stara się wywalczyć jak najlepszą pozycję przed rozpoczęciem fazy play-off. Katowiczanie ugrzęźli na czwartej pozycji, ale póki krążek w grze – wszystko jest możliwe.
– Teraz każdy mecz z każdą drużyną jest ważny. Zależało nam na zwycięstwie, ale się nie udało. Teraz jedziemy po trzy punkty do Tychów – dodał z pewnością siebie „Bepi”.
Wypowiedzi Mateusza Bepierszcza dzięki uprzejmości Pawła Poniatowskiego.