zklepy.pl
Image default

Coroczny niedosyt. Trofea nie dla Unii

Drużyna Re-Plast Unii Oświęcim w minionym sezonie była drugą siłą rozgrywek. Były momenty lepsze i gorsze, ale ostatecznie to właśnie biało-niebiescy mogą pochwalić się tytułem wicemistrza Polski. Może i oświęcimianie zagrali w finale po raz pierwszy od 17 lat, ale przegrali w tym sezonie wszystko, co dało się przegrać.

Nowe rozdanie

Po nieudanym sezonie 2020/2021, kiedy to drużynę prowadził Kevin Constantine, włodarze postanowili sięgnąć kogoś sprawdzonego. Wybór padł na Toma Coolena, który w latach 2017 – 2019 prowadził GKS Katowice. Z GieKSą udało mu się sięgnąć po srebrny i brązowy medal mistrzostw Polski.

Nie obeszło się też bez roszad w składzie. Wymieniono większość drużyny, a kibice musieli przyzwyczaić się do nowych twarzy. Postawiono na zawodników z przeszłością w PHL, takich jak Krystian Dziubiński, czy Zackary Phillips. Pojawiło się też jednak kilku ciekawych zawodników z dobrym CV. Wśród nich byli: Johan Skinnars, Victor Rollin Carlsson czy Tyler Wishart. To właśnie ten ostatni budził największe emocje bowiem grał w NHL, DEL czy też w ekstralidze czeskiej. Przedsezonowe ruchy transferowe oświęcimskich włodarzy były odbierane pozytywnie, a apetyty na więcej urosły po wygranym turnieju towarzyskim na 75-lecie istnienia Unii Oświęcim.

Szybka weryfikacja

Wszystko wyglądało dobrze do… pierwszych meczów ligowych. Biało-niebiescy mieli bowiem problem ze zdobywaniem punktów. Tom Coolen próbował rotować zespołem, bramkarzami, jednak wszystko okazywało się być nieskuteczne. Dopiero po trzech kolejkach nadszedł mecz z Zagłębiem Sosnowiec i nastąpiło przełamanie. Jakość gry pozostawiała jednak wiele do życzenia. Reakcja sztabu szkoleniowego oraz włodarzy była niemal natychmiastowa. Wobec rozczarowujących postępów na treningach zdecydowano się rozwiązać kontrakt z Jessem Dudasem i Zackarym Phillipsem. W geście solidarności, Tyler Wishart spakował się i wyjechał z Polski.

Pierwszym poważnym sprawdzianem dla Toma Coolena i jego ekipy był mecz w ramach Superpucharu Polski w Oświęcimiu z JKH GKS-em Jastrzębie. Biało-niebiescy jednak mieli spore problemy kadrowe. Brakowało zawodników do tego stopnia, że z ataku do obrony przesunięty został Johan Skinnars, który akurat dobrze odnalazł się w nowej roli. W czwartej formacji pojawiło się dwóch zawodników w drużynie UHT Sabers Oświęcim. Oświęcimianie przegrali ten mecz 1:3, ale wydawało się że był to zaledwie wypadek przy pracy. Następnie do miasta położonego nad Sołą dołączyli Aleksandr i Wasilij Strielcowowie czy Nikołaj Stasienko. Mieli oni podnieść poziom gry zespołu.

Kolejnym testem, który można nazwać kolokwium przed egzaminem jakim są niewątpliwie play-offy był Puchar Polski. Mecz z Comarch Cracovią stał na dobrym poziomie, a kibice w Bytomiu z pewnością nie mogli narzekać na dramaturgię tego spotkania. Obowiązywała reguła „cios za cios” wobec czego żadna z drużyn nie potrafiła wypracować sobie wyraźnej przewagi. Jeszcze na ponad dwie minuty przed końcem prowadzili oświęcimianie, ale Collin Shirley dał wyrównanie, a o wyniku musiały przesądzić rzuty karne. Te lepiej wykonywali krakowianie i to oni awansowali do finału. Oświęcimscy kibice po raz drugi w tym sezonie musieli obejść się smakiem.

Niedosyt

W fazie play-off podopieczni Toma Coolena trafili na niewygodnego rywala jakim był zespół Ciarko STS-u Sanok. Pierwsze dwa mecze były bardzo wyrównane, ale ostatecznie padły łupem oświęcimian. Jednak w obu przypadkach decydowała zaledwie jedna bramka. W trzecim meczu nastąpiło przełamanie sanoczan i to oni zdołali pokonać biało-niebieskich 4:2. Ci jednak wzięli rewanż w kolejnym starciu pokonując rywali 5:2. Do Oświęcimia wrócili jak się okazało na ostatni mecz w tej rywalizacji. Oświęcimscy hokeiści postawili kropkę nad „i” wygrywając 6:1.

W półfinale Unia zmierzyła się z broniącym tytułu JKH GKS-em Jastrzębie. Można śmiało postawić tezę, że rozstrzygnięcie zapadło już w pierwszym meczu. Otóż jastrzębianie prowadzili dwiema bramkami na 33 sekundy przed końcem. Wtedy właśnie Maksim Rogow zdobył gola kontaktowego, a na sekundę przed końcową syreną Aleksandr Strielcow dał swojej drużynie upragniony remis. Mecz ostatecznie zakończył się po bramce Victora Rollina Carlssona w dogrywce. Kolejne dwa mecze wygrali Unici, ale mieli problem z wykonaniem ostatniego kroku. Rozbici po pierwszym meczu jastrzębianie próbowali wrócić do gry i wygrali dwa mecze, ale ostatecznie oświęcimianie wyszli zwycięsko z tej konfrontacji w ostatnim meczu pokonując ekipę Roberta Kalabera 4:1.

Wydawało się, że będzie nam dane oglądać wyrównaną rywalizację finałową z GKSem Katowice, ale obyło się szybko i zwycięsko dla drużyny z Górnego Śląska. Pierwszy mecz wielkiego finału to absolutna dominacja gospodarzy i wynik 4:1 zdaje się to potwierdzać. Kolejny mecz był już nieco bardziej wyrównany. Oświęcimianie skupili się na grze w defensywie, ale to było za mało by przeciwstawić się rozpędzonym katowiczanom. Biało-niebiescy najlepszą okazję na przełamanie zmarnowali w trzecim meczu, zabrakło naprawdę niewiele by wygrali to spotkanie, jednak po końcowej syrenie znaleźli się z nożem na gardle. Podopieczni Jacka Płachty wykonali swoje zadanie wzorcowo. Przyjechali wygrać ostatnie, czwarte spotkanie i to zrobili. Sympatykom oświęcimskiego klubu znów pozostał ogromny niedosyt, bo był potencjał na to by Unia zdobyła po latach mistrzostwo Polski.

Pozytywy:

  • Pierwszy finał od 17 lat

Po raz ostatni kibice Unii Oświęcim mogli ekscytować się finałem w roku 2005. Wtedy wówczas zakończyła się 7-letnia dominacja tego klubu. Z pewnością jest to dobry prognostyk na przyszłość i jest to wyraźny sygnał że oświęcimianie będą się liczyli w kolejnych latach w walce o najwyższe cele.

Negatywy:

  • Niewypały transferowe

Włodarze oświęcimskiego klubu niewątpliwie robili wiele by zapewnić Unii jak najwyższe miejsce. Jednakże tacy zawodnicy jak: Nikołaj Stasienko, Zackary Phillips, Cole MacDonald czy Daniił Apalkow nie okazali się być takimi wzmocnieniami jak sądzono.

  • Częste ruchy kadrowe

Z całą pewnością w zgraniu się nie pomagały częste ruchy kadrowe. Były rozwiązywane kontrakty, były kontuzje i przychodzili też zupełnie nowi zawodnicy. Można więc śmiało wysnuć wniosek, że w odniesieniu sukcesu zabrakło przede wszystkim stabilności.

Najnowsze artykuły

A więc (znów) „Święta Wojna”. Stawką finał fazy play-off

admin

Głodni tyszanie kontra odrodzone „Szarotki”. Kto awansuje do półfinału?

admin

Najbardziej wyrównany ćwierćfinał? Czyli starcie sąsiadów w tabeli

Mikołaj Pachniewski

Skomentuj