Damian Kapica zdecydowanie nie tak wyobrażał sobie powrót na taflę. Comarch Cracovia uległa GKS-owi Tychy po raz trzeci w ćwierćfinałowej serii, czym zminimalizowała swój margines błędu do zera. „Pasy” czeka jednak odskocznia od Polskiej Hokej Ligi, gdyż już za niedługo rozpoczną one zmagania w duńskim Aalborgu o Puchar Kontynentalny.
Do poniedziałkowego meczu z GKS-em Tychy, Damian Kapica po raz ostatni figurował w zestawieniu Comarch Cracovii w trakcie Pucharu Polski, w którym triumfalny udział okupił zdrowiem. Kibice „Pasów” drżeli, czy jeszcze w tym sezonie zobaczą na lodzie ich ulubieńca, lecz zdołał on powrócić w czwartym spotkaniu z tyszanami. Położenie krakowian nie jest jednak godne pozazdroszczenia. Jak – po tak długiej pauzie – czuje się nasz rozmówca?
– Mogłoby być lepiej, ale jest jak jest… – powracający do gry Damian Kapica najwyraźniej był daleki od swojej szczytowej formy.
Nie da się nie zauważyć, iż podopieczni Rudolfa Roháčka zaprezentowali się znacznie lepiej niż w poprzednim spotkaniu. Ponownie jednak musieli uznać wyższość swych rywali z piwnego miasta. Czego tym razem zabrakło do zainkasowania zwycięstwa?
– Złapaliśmy głupie kary i ponownie przegraliśmy ten mecz w przewagach. Nie da się wygrać spotkania w momencie, kiedy prokurujemy takie osłabienia jak w całej tej serii. To jest nasza główna bolączka – zaznaczył czołowy napastnik Comarch Cracovii.
Choć krakowian czeka teraz intensywny okres, być może wyjazd do Aalborga będzie dobrym momentem, by zresetować głowy. „Pasy” wystąpią w superfinale Pucharu Kontynentalnego, gdzie zmierzą się z Aalborg Pirates oraz Saryarką Karaganda.
– Nie przygotowywaliśmy się pod Puchar Kontynentalny, skupiliśmy się na GKS-ie Tychy. O Pucharze Kontynentalnym zaczynamy myśleć dopiero teraz. Być może trener to rozdziela, ale my – jako zawodnicy – nie zaprzątaliśmy sobie tym głowy. Zobaczymy, jak wypadniemy. Być może przyniesie to pozytywny efekt i wyższe tempo zagranicznych rywali będzie nam służyć. Po powrocie może być nam łatwiej, ale też jest możliwe, że przez zmęczenie ta seria zakończy się w Krakowie. Nie dopuszczam do siebie tej myśli, ale zawsze trzeba brać pod uwagę obydwa scenariusze. Na ten moment ciężko jest mi wróżyć – przyznał 29-letni nowotarżanin.
Przed miesiącem byliśmy świadkami bardzo hucznego zakończenia okienka transferowego w wykonaniu Cracovii. W trybie „last-minute” w grodzie Kraka zameldowało się aż siedem nowych twarzy. W domyśle, zaciąg ten miał pomóc krakowianom w grze na dwóch frontach, a także znacznie podnieść jakość zespołu. W obecnej sytuacji, ciężko jest jednak stwierdzić, iż ten zabieg przyniósł pożądany efekt. Czy zbyt duża rotacja może mieć negatywny wpływ na zgranie wewnątrz zespołu?
– Ciężko powiedzieć. Nie jestem trenerem i wykonuję to, co każe mój szkoleniowiec. Jeżeli on tak chciał, to widocznie była w tym jego idea. Jako zawodnicy musimy podporządkować się trenerowi i nie patrzeć na to, czy jest nas dwudziestu czy trzydziestu. Każdy musi robić swoje, gdyż odrobina rywalizacji jeszcze nikomu nie zaszkodziła. Mimo wszystko jest w tym sens – podzielił się swoją opinią srebrny medalista poprzedniego sezonu PHL.