W Polskiej Hokej Lidze zbliża się finisz rozgrywek. W finale zagra JKH GKS Jastrzębie z Comarch Cracovią. GKS Tychy i GKS Katowice muszą obejść się smakiem. Katowiczanie medal biorą w ciemno, będzie on dla nich dobrym zwieńczeniem bardzo ciężkiego sezonu. Tyszanie natomiast mogą czuć spory niedosyt. Najlepsza drużyna sezonu zasadniczego przegrała w półfinale w kiepskim stylu.
Koniec epoki
Na finiszu sezonu zasadniczego mało kto spodziewał się, że aktualni jeszcze mistrzowie Polski będą zmuszeni grać o brązowy medal. Drużyna trójkolorowych przez pewien czas nie mogła znaleźć swojego optymalnego rytmu. Wydawało się, że im bliżej play-offów, tym GKS Tychy wygląda lepiej. Jak pokazały ostatnie wydarzenia, dobra forma odeszła w zapomnienie.
Podopieczni Krzysztofa Majkowskiego sezon skończyli na pozycji lidera. Ich rywalem w ćwierćfinale mistrzostw Polski był Ciarko STS Sanok. Kibice i eksperci byli przekonani, że tyszanie wcale nie muszą gładko przejść sanoczan. Obstawiano raczej 4:1, czy 4:2 w rywalizacji. Jednak umiejętności Paula Szczechury sprawiły, że jego drużyna jako pierwsza zameldowała się w półfinale. Kanadyjczyk o polsko brzmiącym nazwisku był zdecydowanie najjaśniejszym punktem drużyny.
W półfinale, zwycięzcy sezonu zasadniczego potknęli się w pierwszym meczu. Szkolne błędy zostały wykorzystane przez zawodników Comarch Cracovii. W drugim meczu tyszanie wyrównali, a w trzecim dołożyli kolejne zwycięstwo rzutem na taśmę. W meczu numer cztery trójkolorowi przegrywali już 1:2, ale walczyli o wyrównanie i w 53. minucie meczu Christian Mroczkowski zdobył gola, którego następnie sędzia nie uznał. Ta sytuacja miała ogromny wpływ na dalsze losy tej rywalizacji. Bowiem w kolejnych dwóch meczach do bramki “Pasów” został desygnowany Robert Kowalówka. W 5. meczu serii hokeiści przez 60. minut… nie zagrozili bramce rywali, którzy nie mieli problemów z wygraniem tego meczu. Podopieczni Krzysztofa Majkowskiego jechali więc do Krakowa z nożem na gardle. Jednak nie wyszło nic z przedmeczowych zapowiedzi. Tyszanie ostatecznie odpadli z walki o kolejny tytuł mistrzowski.
Medal? W ciemno!
Katowiczanie z pewnością mogą mówić o dobrym sezonie. Dlaczego dobrym? Ano dlatego, że początek obecnej kampanii nie zwiastował niczego dobrego. Po zmianie trenera wyglądali już zupełnie inaczej. Andriej Parfionow tchnął w drużynę nowe życie. Jego podopieczni wywalczyli 4. miejsce i w ćwierćfinale trafili na Re-Plast Unię Oświęcim.
Zaczęli od dość niespodziewanej porażki 0:8. Jednak w drugim poszło już lepiej i pokonali rywali 5:0. Największy problem katowiczan? Z pewnością liczenie do dwóch. O proteście i możliwym walkowerze było głośno w całej hokejowej Polsce, a my wiemy tylko tyle, że tego nie da się zweryfikować. W meczu numer trzy górą byli oświęcimianie, ale od tej pory podopieczni Andrieja Parfionowa już w tej rywalizacji nie przegrali.
Mocne strony zespołu? Można tu wspomnieć o niezawodnym Grzegorzu Pasiucie, skutecznym Bartoszu Fraszko, solidnym Juraju Šimbochu czy doświadczonym Andrieju Stiepanowie. To w głównej mierze na nich opiera się gra GieKSy.
W półfinale katowiczanie trafili na rewelację tego sezonu. JKH GKS Jastrzębie okazał się być za silnym rywalem. Cztery pierwsze mecze były “na styku”. Jednak GieKSa wygrała tylko ten czwarty. Nie udało się jej zwyciężyć w piątym meczu tej serii. Wtedy jastrzębianie włączyli piąty bieg i nie dali szans katowiczanom.
Kto zwycięży?
“Na papierze” lepiej wygląda drużyna tyska. Tyszanie mają do dyspozycji cztery równe formacje, ale tylko od nich zależy czy zagrają na przyzwoitym poziomie. Katowiczanie jednak wcale nie są na przegranej pozycji. Jeśli zagrają choćby tak jak w ćwierćfinale z Re-Plast Unią Oświęcim, to mogą myśleć o zajęciu 3. miejsca.
fot. hokej.gkskatowice.eu