GKS Tychy pokonał GKS Katowice 4:3. Kluczowa dla losów spotkania okazała się być pierwsza tercja, w której to tyszanie zdobyli aż cztery gole. Katowiczanie mimo starań i wielu sytuacji tych strat już nie odrobili.
Hokeiści GKS-u Tychy znakomicie weszli w ten mecz. Już po 151 sekundach tyszanie wyszli na dwubramkowe prowadzenie. Pierwsze słowo należało do Alana Łyszczarczyka, który bez problemu przekierował wrzutkę Olafa Bizackiego. Chwilę później pogubiła się katowicka defensywa, a akcję wieńczył popularny „Bizak” strzałem do pustej bramki.
To jednak nie było ostatnie słowo podopiecznych Pekki Tirkkonena. Jeszcze w 10. minucie gry, Jere-Matias Alanen podwyższył prowadzeniene po świetnie wyprowadzonej kontrze i strzale pod samą poprzeczkę. Cierpliwość Jacka Płachty do Johna Murraya skończyła się po tej sytuacji. Do gry desygnował zatem Michała Kielera. Na szesnaście sekund przed pierwszą przerwą goście znów zdobyli gola. Strzał oddał Mateusz Gościński, z którym pierwotnie poradził sobie Kieler, ale Albin Runesson niefortunnie strącił krążek do własnej bramki.
W przerwie trener GKS-u Katowice wstrząsnął zespołem. Efektem tego była zdecydowanie lepsza gra jego zespołu i zdobycie trzech goli w tej tercji. Najpierw jednak świetną okazję na pokonanie Kamila Lewartowskiego miał Bartosz Fraszko, z najbliższej odległości, ale „Lewar” wyszedł zwycięsko z tego pojedynku.
Tyski golkiper nie miał jednak wiele do powiedzenia przy sytuacji z 31. minuty, kiedy to był zasłonięty, a Kacper Maciaś posłał gumę w samo okienko jego bramki. Po tej sytuacji katowiczanie poczuli że ten mecz nie jest jeszcze przegrany. Pięć minut później, fatalny w skutkach błąd popełnił Bartosz Ciura, który stracił gumę na rzecz Marcusa Kallionkielego, a akcję wykończył potężnym strzałem Stephen Anderson. Chwilę później było już 3:4. Z najbliższej odległości gola zdobył Jean Dupuy.
Na kilka sekund przed końcem drugiej odsłony, krążek znalazł się w tyskiej bramce. Po zamieszaniu, guma odbiła się od nogi jednego z napastników i przekroczyła linię bramkową. Sędziowie nie uznali jednak gola, bowiem po analizie wideo uznali że najpierw wybrzmiała syrena kończąca tę tercję.
Trzecia tercja nie rozpoczęła się najlepiej dla podopiecznych Jacka Płachty. Pontus Englund otrzymał karę meczu za atak kolanem. Tyszanie jednak nie potrafili wykorzystać pięciominutowego okresu gry w przewadze. Bliższy zdobycia gola był wówczas Bartosz Fraszko jednak znakomicie wybronił Kamil Lewartowski. Z czasem mecz przeniósł się pod bandy i w neutralną strefę lodu. Na chwilę przed końcem szkoleniowiec GieKSy poprosił o czas i ściągnął bramkarza do boksu, jednak nie przyniosło to efektu bramkowego. Ostatecznie więc to tyszanie będą przystępować do fazy play-off jako lider tabeli.
GKS Katowice – GKS Tychy 3:4 (0:4, 3:0, 0:0)
0:1 – Alan Łyszczarczyk- Olaf Bizacki, Rasmus Heljanko (00:45),
0:2 – Olaf Bizacki – Bartłomiej Jeziorski (02:31),
0:3 – Jere-Matias Alanen – Daniła Larionovs, Olli-Petteri Viinikainen (09:29),
0:4 – Mateusz Gościński (19:44),
1:4 – Kacper Maciaś – Aleksi Varttinen (30:50),
2:4 – Stephen Anderson – Marcus Kallionkieli (35:39),
3:4 – Jean Dupuy – Ben Sokay (36:45).
GKS Katowice: Murray (od 9:30 Kieler) – Englund, Runesson; Wronka, Pasiut, Fraszko – Norbert, Verveda; Dupuy, Sokay, Mroczkowski – Koponen, Varttinen; Magee, Anderson, Kallionkieli – Maciaś, Jakub Hofman, Michalski, Smal, Bepierszcz.
GKS Tychy: Lewartowski – Viinikainen, Kakkonen; Viitanen, Monto, Jeziorski – Bizacki, Kaskinen; Łyszczarczyk, Komorski, Heljanko – Ciura, Pociecha; Gościński, Turkin, Paś – Bryk, Larionovs, Alanen, Krzyżek.