Walkowery, zażalenia, protesty… Polski hokej obrodził ostatnio w kontrowersyjne sytuacje, które zelektryzowały całe środowisko kibiców i ekspertów. Zamiast emocjonować się jednak sportowymi emocjami, jakie winny ze sobą nieść play-offy, wybuchły zażarte dyskusje, które w głównej mierze były wywołane nieporadnością oraz brakiem konsekwencji ligowych włodarzy. Taki list do redakcji otrzymaliśmy od pewnej grupy kibiców z różnych klubów, którzy chcieli pozostać anonimowi. Treść pozostawiliśmy oryginalną.
Nie mamy Pańskiego młodzieżowca. I co nam zrobicie?
Format ligi open ma zapewne tylu samo zwolenników, co przeciwników. Pierwsi z nich uważają, że podnosi on poziom sportowy rozgrywek, drudzy natomiast upatrują w nim zagrożenia dla przyszłości reprezentacji Polski. Biorąc pod uwagę fakt, że tak na dobrą sprawę każdy trener może posłać do gry (włącznie z bramkarzem) dwudziestu stranieri, przepis o “młodzieżowcu” urodzonym w 1997 roku lub później zdaje się być tylko śmieszną formalnością.
Jak się jednak okazuje, pojawiły się spore wątpliwości, czy każdy z uczestników Polskiej Hokej Ligi jest ją w stanie wypełnić. Mowa tu rzecz jasna o drugim ćwierćfinałowym spotkaniu rozegranym pomiędzy GKS-em Katowice a Re-Plast Unią Oświęcim. Działacze biało-niebieskich donosili, iż spośród hokeistów GieKSy na lodzie nie zameldował się żadne zawodnik o statusie młodzieżowca. Regulamin jasno głosi, iż w takim wypadku jedynym wyjściem jest walkower, co w przeszłości spotkało chociażby Comarch Cracovię.
Oświęcimianie podjęli jednak stosowne kroki dopiero po zakończeniu czwartego spotkania, kiedy stan rywalizacji wynosił 2:2. Przedstawiciele klubu grzmieli, iż w przypadku negatywnego rozpatrzenia ich protestu, Unia wycofa się z dalszego udziału w play-offach. Warto jednak przytoczyć, iż pani prezes, a zarazem komisarz ligi, decyzję podjęła niemalże natychmiastowo, ale nie raczyła się nią podzielić aż do dnia rozpoczęcia starcia numer 5.
Ostateczny werdykt jest oczywiście wszystkim znany. Natomiast argumentacja, iż zweryfikowanie tego, czy na lodzie pojawił się Mateusz Zieliński, bądź Szymon Mularczyk, jest rzeczą niemożliwą, przyprawia nas natomiast o rozbawienie. Mówimy przecież o lidze, która stara się wychodzić na profesjonalną, a w rzeczywistości ma problemy z rzetelnym prowadzeniem statystyk.
Jako wzorowy przykład weźmy chociaż naszych słowackich sąsiadów. Jeżeli chodzi o kwestie hokejowe, to dysponują oni zdecydowanie niższymi nakładami finansowymi niż ich czescy przyjaciele, wciąż są jednak w stanie śledzić z zegarmistrzowską precyzją czas, jaki poszczególni zawodnicy spędzili na lodzie.
A w Polsce? W Polsce jak w lesie. Wstrzymywanie się z decyzją jest jawną kpiną z obydwu uczestników rywalizacji. Wystarczy postawić siebie w skórze tych hokeistów. Za kilka godzin mają oni rozegrać niezwykle istotny pojedynek, nie wiedzą jednak, czy może to być bój o bezpośredni awans do półfinału, czy też przystępują do niego przy stanie remisowym.
Sympatycy katowickiego klubu z dumą mogą stwierdzić, że wygrał sport, a nie zielony stolik. My tego nie negujemy – patrząc na aspekt czysto hokejowy, GieKSa zaprezentowała zdecydowanie dojrzalszą grę. Jaki jest jednak sens regulaminów, karomierzów i innych związkowych wymysłów, gdy niemożliwe jest dopilnowanie, czy wszyscy przestrzegają przyjętych zasad?
Milczenie jest złotem?
Drugi mecz półfinałowy, wiele kontrowersji i pomeczowy protest sztabu Comarch Cracovii. Zdaniem “Pasów” ukarany karą meczu powinien zostać Alexander Szczechura za atak na głowę. Wskazali również multum innych kontrowersyjnych sytuacji. Ponadto domagali się upublicznienia oceny sędziów przez obserwatora i odsunięcia od sędziowania Tomasza Radzika i Przemysława Gabryszaka. To w jakim stylu owy protest został napisany jest sprawą drugorzędną. Efekt tego wszystkiego był taki, że nie ujrzeliśmy oceny obserwatora. Na próżno też oczekiwać decyzji w sprawie odsunięcia arbitrów od fazy play-off. A Alex Szczechura? No co? Grał spokojnie w kolejnym spotkaniu.
Druga sprawa, że tyszanie złożyli odwołanie od kary meczu Jeana Dupuya. Kanadyjczyk jednak przesiedział jeden mecz na trybunach w Krakowie, a w kolejnym już zagrał i nawet zdobył gola. Co jest w tym wszystkim najsmutniejsze? Brak reakcji władz PHL.
Marta Zawadzka łączy funkcje komisarza ligi i Prezesa PHL. Dlatego jest to osoba decyzyjna, która powinna te protesty rozpatrywać. Przynajmniej w teorii tak to powinno wyglądać. Jak jest? Każdy widzi… Comarch Cracovia opublikowała protest na swojej klubowej stronie w niedzielę. Dziś jest czwartek. Reakcji władz PHL na pismo klubu z Krakowa jak nie było, tak nie ma.
Czas płynie, płynie…
Najświeższa sytuacja, bo z ostatniego meczu półfinałowego w Krakowie. 52. minuta, Christian Mroczkowski zdobywa (na pierwszy rzut oka prawidłową) bramkę. Jednak sędziowie uznają, że podczas odłożonej kary miało miejsce przejęcie krążka przez Damiana Kapicę przez co powinna być gra przerwana. Nie była. Arbitrzy puścili grę. Po konsultacji z kapitanem Pasów i Damianem Kapicą jednak ją anulowali. To wprawiło we wściekłość tyski boks.
Abstrahując od tego czy bramka była słusznie anulowana czy nie. Dlaczego kluby mają cierpieć przez nieudolność sędziów? Przecież gdyby przerwali akcję po przejęciu Kapicy to dziś nie byłoby tego szamba, w którym aktualnie brodzimy. Po to wprowadzono regułę, aby na lodzie znajdowało się czterech sędziów. Nagle po całej akcji i interwencji krakowskich zawodników przypomnieli sobie o przejęciu krążka przez Damiana Kapicę?
Tyszanie złożyli oficjalny protest. Jak na dłoni widać, że był on napisany przez prawników, więc przytoczone tam argumenty wyglądają dość sensownie. Czego jednak możemy się spodziewać? Czy podobnie jak w przypadku drużyny Re-Plast Unii Oświęcim, decyzję poznamy na kilka godzin przed meczem? Co w przypadku, kiedy komisarz PHL uzna, że jednak musi dojść do powtórki? Zawodnicy Cracovii zawrócą, a trójkolorowi wsiądą w autobus i dojadą do Krakowa? To wszystko brzmi bardzo groteskowo, ale do absurdów tych rozmiarów doprowadził brak konsekwencji, stanowczości i przede wszystkim rzetelności.
Liga jest puszczona w samopas. Nikt jej nie kontroluje, sędziowie robią co im się żywnie podoba, a ich czasami fatalne decyzje pozostają bez konsekwencji. Czy musimy czekać na jeszcze większe skandale? Na pozwy klubów? Dziś walka trwa na lodzie, ale za niedługo może będziemy emocjonować się bataliami sądowymi pomiędzy klubami a władzami PHL. Tego oczywiście byśmy nie chcieli, bo wszyscy pragniemy przede wszystkim normalności, szczególnie w tych trudnych, pandemicznych czasach.
Jakie rozwiązanie?
Nie będziemy odkrywczy, jeżeli podzielimy się naszymi krokami, które mogłyby tchnąć do naszej zapyziałej ligi nieco profesjonalizmu. My, kibice od lat sugerujemy, by dać szansę zagranicznym sędziom, którzy udzieliliby cennych wskazówek polskim rozjemcom. W dzisiejszych, pandemicznych realiach jest to oczywiście znacznie utrudnione. W przeszłości dochodziło jednak do podobnych przymiarek, wspominając w tym miejscu chociażby minione edycje Pucharu Polski. Kolejnym kluczowym krokiem wydaje się być powołanie niezależnego gremium, które byłoby rozstrzygać o spornych sytuacjach i odpowiadać na protesty jeszcze przed rozpoczęciem kolejnego meczu, chociażby były one rozgrywane dzień po dniu. Dziś natomiast nie wiemy, jakie noty otrzymują poszczególni sędziowie, ani w jakim stopniu są rozliczani za swoje karygodne pomyłki. Dodając do tego fakt, iż osoby decyzyjne od zajmowania się krajowym hokejem wolą realizowanie swoich zawodowych celów na znacznie wyższym szczeblu, otrzymujemy przykry obraz polskiego hokeja.
Z hokejowym pozdrowieniem
Kibice polskiego hokeja
1 komentarz
A nikt nie zauważył braku przygotowania sędziów mecz Podhale Jastrzębie dogrywka, regulamin mówi gramy po czterech. Zawodnik Jastrzębia w sekundę jest w boksie kar wychodzi na lód i grają po pięciu !!! Kara dla Podhala i sędzia pokazuje grę niezgodnie z regulaminem 5 na 4 i po chwili się wycofuje i jest decyzja już regulaminowa 4 na 3 . Wnioskuję że ci panowie nie umieją czytać regulaminów a są dopuszczani do tak ważnych meczy ……