Hokeiści GKS-u Tychy po raz pierwszy w tym sezonie odnieśli zwycięstwo w Satelicie pokonując miejscową GieKSę 3:2 po dogrywce. Złotym golem popisał się Bartłomiej Jeziorski dzięki czemu wyrównał stan rywalizacji.
Tyszanie dokonali wczoraj nie lada sztuki. Przy wyniku 2:1 dla GKS-u Katowice, tyszanie grali w osłabieniu jednak udało im się wyrównać na blisko minutę przed końcem. W dogrywce o losach meczu rozstrzygnął Bartłomiej Jeziorski, który mocnym strzałem z nadgarstka pokonał swojego byłego klubowego kolegę Johna Murraya.
– Szczerze powiedziawszy, to przy wyniku 2:1 dla rywali godziliśmy się już z porażką. Na cztery minuty przed końcem graliśmy w podwójnym osłabieniu. Do końca meczu tak naprawdę graliśmy o jednego mniej. Wybroniliśmy trzech na pięciu, potem graliśmy w czterech. Urwaliśmy z kontrą, Pociech wykończył akcję i powiedzieliśmy sobie w szatni potem, że jeśli już tyle wysiłku poświęciliśmy by to zremisować to nie możemy wyjechać stąd bez zwycięstwa – powiedział strzelec złotej bramki.
Piętą achillesową GKS-u Tychy są z pewnością liczne wykluczenia, które podcinają skrzydła tyskim hokeistom. Podopieczni Andrieja Sidorienki już niejednokrotnie pokazali jednak że potrafią się bronić podczas osłabienia. Mimo wielu minut karnych w obu meczach półfinałowych, hokeiści GieKSy tylko raz skarcili tyszan.
– W dwóch meczach zrobiliśmy tyle kar, że szkoda gadać. Na tym traci się sporo sił. Tak naprawdę przez pięć tercji nie graliśmy praktycznie w przewadze. Rywale mieli dużo takich sytuacji. Dzisiaj dopiero w trzeciej tercji jakąś przewagę mieliśmy. Ważne że udało nam się wyjść z opresji obronną ręką – stwierdził “Jezior”.
Brązowi medaliści z zeszłego sezonu pokazali, że grają do końca. Nie poddali się mimo osłabienia, a kontra w wykonaniu Dienisa Sierguszkina i Bartłomieja Pociechy przyniosła efekt.
– Wczoraj katowiczanie grali w pięciu na trzech i nie wykorzystali tego. Dziś im się to udało. Jeszcze w czterech na pięciu udało się nam wybronić. Braliśmy strzały na siebie. Dobrze w bramce spisywał się Tomek. Może gdyby nie to osłabienie pod koniec to byśmy nie wyrównali? Kto wie? – pyta pół żartem, pół serio tyski wychowanek.
Po dwóch meczach w Katowicach jest remis w rywalizacji 1:1. Teraz czekają nas dwa mecze w Tychach. Jeśli będą one wyglądały podobnie jak te w Katowicach to będziemy świadkami kapitalnego spektaklu.
– Zawsze są dwie strony medalu. Albo my się dobrze broniliśmy, albo katowiczanie słabo rozgrywali te przewagi… ciężko powiedzieć. Najważniejsze jest to, że wygrzebaliśmy się z problemów i odnieśliśmy ważne zwycięstwo. Wykonaliśmy plan minimum, teraz wracamy do Tychów do naszych kibiców i z pewnością będziemy czuli ich wsparcie – zaznaczył napastnik GKS-u Tychy.
W obu starciach obie drużyny grały raczej asekuracyjnie myśląc bardziej o tym by nie stracić głupio bramki. Było to widoczne przede wszystkim w pierwszym meczu, gdzie wynik długo nie mógł się wyklarować.
– To już jest półfinał play-off. Tu się nie kalkuluje. Jeśli masz szansę wrzucić krążek albo stracić to trzeba wrzucić. To już są mecze na najwyższym poziomie i o najwyższą stawkę. Każdy błąd może decydować o wyniku – powiedział 23-latek.
Tyszanie u siebie z GieKSą praktycznie nie przegrywają. Ostatni raz taka sytuacja miała miejsce 4 grudnia 2020 roku kiedy to katowiczanie wygrali w Tychach 4:3 po dogrywce. Wcześniej stało się tak 25 listopada 2018 roku. Mecz zakończył się wtedy takim samym wynikiem i również po dogrywce.
– Planujemy wygrać oba mecze. Tym bardziej cieszymy się, że udało się nam przełamać passę porażek w Katowicach w tym sezonie. My mamy komplet zwycięstw u siebie z GieKSą i chcemy to podtrzymać – zapowiedział tyski snajper.
Rodzi się pytanie, jak zwalczyć największy tyski problem, którym są liczne wykluczenia? Wydaje się, że to element nad którym Andriej Sidorienko musi popracować ze swoim zespołem.
– Ciężko powiedzieć. Być może gramy za bardzo agresywnie, zbyt zadziornie. Zdarzają się głupie faule w tercji ataku. Musimy zagrać bardziej konsekwentnie w kolejnych meczach i unikać tych kar, bo to dużo sił kosztuje i może być to odczuwalne w przyszłości – zakończył Bartłomiej Jeziorski.