Po dwóch meczach finału o mistrzostwo Polski w rywalizacji prowadzi katowicka GieKSa. Seria przenosi się jednak nad Sołę. Czy podopieczni Toma Coolena zdołają przechylić szalę zwycięstwa na swoją korzyść? Przed nimi nie lada wyzwanie.
Katowiczanie po ciężkiej przeprawie w półfinale z GKS-em Tychy nabrali wiatru w żagle. W pierwszym meczu pokonali oni zespół Re-Plast Unii Oświęcim 4:2. Pierwszą odsłonę lepiej wtedy zaczęli gospodarze i wydawało się, że bramka wisiała w powietrzu. Niemal równo z syreną ogłaszającą pierwszą przerwę krążek do bramki skierował Grzegorz Pasiut, jednak zabrakło mu kilku sekund i sędziowie tego gola anulowali.
Na drugą odsłonę wyszli jeszcze bardziej zmotywowani czego efektem były trzy strzelone bramki w osiem minut. Po czterdziestu minutach mecz można było uznać za zakończony przy wyniku 4:1. Choć goście grali do końca i zdobyli nawet gola, to zwycięstwo przypadło podopiecznym Jacka Płachty.
W drugim meczu obie drużyny grały nieco bardziej uważnie w obronie, ale znów widoczna była optyczna przewaga katowiczan. Gola który zdecydował o losach spotkania strzelił niezawodny Grzegorz Pasiut. Kapitan GieKSy nie dał szans Clarke’owi Saundersowi po strzale w krótszy róg.
Wydaje się, że ważnym momentem drugiego meczu była sprzeczka Teddy’ego Da Costy z Jakubem Wanackim. Dlaczego? Ano dlatego, że francuski napastnik swoją reakcją dał swojej drużynie sygnał by zagrali z “większym jajem”. Biało-niebiescy byli blisko wyrównania, ale na ich przeszkodzie stanął świetnie dysponowany John Murray wraz ze swoimi kolegami w obronie.
Trzeci mecz może okazać się kluczowy dla dalszych losów tego finału. Oświęcimianie na pewno nie są bez szans, ale po dwóch potyczkach w Satelicie to gospodarze wywarli na nas lepsze wrażenie. Lepiej grali z krążkiem, są mądrzejsi w defensywie, przy wyjściu z tercji i nie mają w składzie Nikołaja Stasienki, który w pierwszym meczu wziął sobie za cel sabotaż własnej drużyny.