zklepy.pl
Image default

Kolejny sezon zakończony z niedosytem. Zabrakło niewiele

Tauron Re-Plast Unia Oświęcim niemal jak co roku mierzy wysoko. Jak co roku jednak, zabrakło tego najważniejszego czyli mistrzostwa Polski. Tym razem na ich drodze stanął zespół z Tychów, a oświęcimianie musieli się ostatecznie zadowolić trzecim miejscem. Kibice mogą czuć niedosyt, bowiem Nik Zupančič zbudował naprawdę solidny zespół.

Spore zmiany

Przed rozpoczęciem zeszłego sezonu, oświęcimscy włodarze zdecydowali się na małą rewolucję. Zrezygnowano bowiem z usług wielu kluczowych zawodników, w tym wszystkich ze wschodu. Podziękowano także trenerowi Tomowi Coolenowi, który nie spełnił pokładanych w nim nadziei.

Zdecydowano się na ściągnięcie do klubu zawodników z Ukrainy i to aż trzech, co było zdecydowanym sygnałem o zamiarze zmiany polityki transferowej. Ponadto przybyli zawodnicy z północy i zza miedzy, bowiem biało-niebieskie barwy w zeszłym sezonie reprezentowali Alex Szczechura i Michael Cichy. Tą grupą ludzi miał zarządzać stary, dobry znajomy – Nik Zupančič. Słoweniec słynie przede wszystkim z kamiennej twarzy podczas meczu. Potrafi się jednak zagotować, jak podczas ostatniej swojej przygody z Unią, kiedy to został zawieszony za swoje zachowanie wobec sędziów.

Równa forma

Trzeba sobie jasno powiedzieć. Tauron Re-Plast Unia Oświęcim w zeszłym sezonie była prawdopodobnie najrówniej grającym zespołem. Nie było wielkiego kryzysu, falstartu czy dołku formy. Zdarzały się wpadki, ale taki jest sport. Pierwszą rundę, oświęcimianie zakończyli zaledwie z jedną porażką. Warto dodać, że dużą rolę odegrał przy tym asystent trenera – Krzysztof Majkowski, który przejął rolę szkoleniowca, wobec zawieszenia Nika Zupančiča. Pech chciał, że tuż na początku sezonu kontuzji doznał Linus Lundin, a jako zastępcę ściągnięto Kevina Lindskouga, który jednak naszym zdaniem nie dał takiej samej jakości jak wyżej wymieniony Szwed.

Biało-niebiescy znów jednak przegrali wszystko co było do wygrania. W Pucharze Polski przegrali z GKS-em Tychy przed własną publicznością. To jednak niejedyny „zgryz”, przed fazą play-off. Trzeba też pamiętać, że oświęcimianie przegrali Puchar Kontynentalny. W samym sezonie zasadniczym jednak od fotela lidera dzieliły ich zaledwie cztery punkty. Musieli uznać wyższość Comarch Cracovii, ale do fazy play-off przystępowali jako kandydaci do złota.

Fatalna zmiana pogrzebała nadzieję

W fazie play-off, hokeiści z Oświęcimia zmierzyli się w pierwszej rundzie z KH Energą Toruń. Wszystko szło gładko, bowiem trzy pierwsze mecze padły łupem oświęcimian (5:0, 4:0, 5:2). Torunianie weszli jednak na wyżyny swoich umiejętności i wygrali mecz numer cztery 6:5. To dodało im wiatru w żagle w piątym meczu, ale ekipa znad Soły ostatecznie przechyliła szalę zwycięstwa na swoją korzyść i to biało-niebieskim przyszło cieszyć się z awansu do półfinału, który elektryzował już na długo przed pierwszym wznowieniem.

W półfinale bowiem czekali tyszanie, którzy odprawili Marmę Ciarko STS Sanok w czterech meczach. Po pierwszych dwóch meczach zasłużenie podopieczni Nika Zupančiča prowadzili w rywalizacji 2-0. Unia była lepszą drużyną, lepiej zorganizowaną i przede wszystkim bardziej skuteczną. W tym półfinale jednak ogromnym atutem była własna tafla. W meczu numer trzy wydawało się, że to oświęcimianie wygrają, ale tyszanie przebudzili się w trzeciej tercji i ostatecznie wygrali. Dzień później w rywalizacji był już remis.

Przed zmianą gospodarza, w lepszych nastrojach byli tyszanie. Świetną pracę wykonał jednak sztab szkoleniowy z Oświęcimia, który szybko rozprawił się z przeszłością i ostatecznie piąty mecz padł łupem gospodarzy. Prawdziwy thriller mieliśmy za to w Tychach. W szóstym spotkaniu półfinałowym do 56. minuty, oświęcimianie mieli wszystko w swoich rękach. Popełnili jednak fatalny błąd przy własnej bramce, zostawiając Filipa Komorskiego bez opieki i ten dał remis, a w dogrywce zwycięstwo swojej drużynie.

W ostatnim meczu półfinału, biało-niebiescy grali przed własną publicznością i zaczęło się dobrze dla nich. Dariusz Wanat zdobył pierwszego gola w tym spotkaniu. Tyszanie zdołali jednak wyrównać w drugiej odsłonie. W 37. minucie jednak, zdarzyła się sytuacja która pogrzebała nadzieję oświęcimian na złoty medal. Fatalnie przeprowadzona zmiana zemściła się mgnieniu oka. Roman Szturc okazał się być katem dla podopiecznych Nika Zupančiča.

Brąz na osłodę

Oświęcimscy hokeiści, ale też i kibice z pewnością nie tak wyobrażali sobie końcówkę sezonu. Jeden błąd zdyskwalifikował ich drużynę. Przyszło im jednak jeszcze grać o brązowy medal z drużyną, która miała wygrać mistrzostwo w cuglach. Tak się jednak nie stało.

W rywalizacji do dwóch zwycięstw, oświęcimianie w pierwszy mecz weszli dość niemrawo. W porę się jednak obudzili i pokonali Comarch Cracovię 3:2 na wyjeździe. U siebie zaś, wygrali takim samym stosunkiem bramkowym i takim oto sposobem zdobyli trzecie w historii trzecie miejsce na koniec sezonu.

Być może nie tak wyobrażali sobie to kibice czy włodarze. To był jeden z najbardziej solidnych sezonów tej drużyny od lat. Wiele obiecywano sobie po minionej kampanii. Pech i dekoncentracja stanęły im jednak na drodze do szczęścia. Ten brązowy medal nie jest jednak dziełem przypadku. Z pewnością, oświęcimianie zbudowali bardzo solidną drużynę. Kilku graczy się sprawdziło, kilku zawiodło, ale podsumowując to naprawdę gra Unii mogła się podobać. Przyszłość klubu rysuje się raczej w jasnych barwach. Jeśli tylko włodarzom starczy cierpliwości do słoweńskiego szkoleniowca, to możemy być świadkami powrotu na szczyt tego klubu.

Najnowsze artykuły

Jak długo Bytom będzie wracał do gry? Przyglądamy się sytuacji BS Polonii

Redakcja

A więc (znów) „Święta Wojna”. Stawką finał fazy play-off

admin

Głodni tyszanie kontra odrodzone „Szarotki”. Kto awansuje do półfinału?

admin

Skomentuj