zklepy.pl
Image default

Łyszczarczyk: Ambicje i cele pozostają niezmienne

Alan Łyszczarczyk wykonał w minionym sezonie krok w tył, zamieniając występy na amerykańskich taflach na grę dla czeskiego pierwszoligowca z Frydka-Mistka. Ryzykowny ruch się opłacił, a „Łyżka” wkracza w nową kampanię jako hokeista mistrzów Czech. O celach na najbliższy sezon, przygotowaniach, ale i również problemach, jakie trapią polskie kluby porozmawialiśmy w nim w naszym najświeższym wywiadzie.

Nadchodzący sezon rozpoczniesz jako pełnoprawny zawodnik HC Oceláři Trzyniec. Czy jesteś gotowy na nowe wyzwania?

– Tak, jestem gotowy na nowe wyzwania. Z tego też powodu zostałem w Czechach, gdyż chcę przebić się w Trzyńcu i to jest mój cel na kolejny sezon.

Twój ulubiony numer 88 jest zajęty w HC Oceláři przez niezatapialnego Erika Hrňę. Wybrałeś już nowy?

– Tak, wybrałem już nowy numer, choć… wszystkie które chciałem, były już zajęte. Ostatecznie wybrałem 81. Moja dziewczyna urodziła się 8 stycznia, więc mam nadzieję, że dodatkowa symbolika, jaką niesie ze sobą ten numer, przyniesie mi szczęście.

Niedawno „Stalownicy” powrócili na lód. Czy stęskniłeś się za nim?

– Zdążyłem zatęsknić już za treningami na lodzie. Bardziej przemawiają one do mnie niż przygotowania „na sucho” i myślę, że z tego powodu cieszy się każdy hokeista. Pojawiła się więc frajda. Pierwszy tydzień był na pewno luźniejszy, by uniknąć urazów. Była to jednak okazja, by znów poczuć krążek i „rozbić” nowy sprzęt.

Nie jesteś jedynym Polakiem w szatni HC Oceláři. Jak układa się twoja współpraca z Aronem Chmielewskim?

– Z Aronem znam się dobrze z reprezentacji, a w szatni siedzimy obok siebie. Na pewno jest dobrze mieć kogoś takiego jak on w nowej drużynie.

W poprzednim sezonie występowałeś wraz z Bartoszem Ciurą oraz Filipem Komorskim, którzy powrócili niedawno do GKS-u Tychy. Czy konsultowałeś z nimi wcześniej decyzję o transferze do Czech?

– W mojej sytuacji było to bardziej skomplikowane, gdyż pierwszą ofertę z Trzyńca otrzymałem już w lutym minionego roku, jeszcze podczas występów w Stanach Zjednoczonych. Podpisałem więc kontrakt znacznie wcześniej, co pozostawało tajemnicą przez długi czas. Bartek i Filip otrzymali oferty dopiero w maju, przetarłem im więc szlak.

Obrałeś niecodzienną ścieżkę kariery. Najpierw długo walczyłeś o swoje miejsce w Ameryce Północnej i w końcu zostałeś mistrzem ECHL, by przenieść się na zaplecze ekstraligi czeskiej. Nie miałeś aspiracji, by postarać się o AHL?

– Na pewno była to jedna z moich aspiracji, dlatego zostałem w Stanach Zjednoczonych na dłużej. W lutym ta ścieżka nie układała się jednak po mojej myśli, a na stole pojawiła się oferta od mistrza Czech. Ciężko było odmówić.

Nasza redakcja miała okazję rozmawiać z tobą po twoim pierwszym meczu w szeregach HC Frydek-Mistek, jaki przypadł na sparing z JKH GKS-em Jastrzębie na Jastorze. Przyznałeś nam wówczas, że przeniosłeś się do Czech z myślą o grze dla HC Oceláři. W minionym sezonie rozegrałeś tam dwa mecze. Czy jesteś zadowolony ze swojej premierowej kampanii?

– Wiadomo, tych spotkań mogłoby być więcej i byłbym wtedy szczęśliwszy, ale nie narzekam na liczbę meczów. Tak jak przyznałem wówczas w Jastrzębiu-Zdroju, ten cel się nie zmienił i podpisałem kontrakt w Trzyńcu z myślą o tym, by przebić się do pierwszego składu i zagrzać tam miejsca na stałe.

Jak wygląda twój kontrakt? Czy jest on jednotorowy?

– Tak, pod względem treningów jestem oddelegowany na stałe do „Stalowników.” Jeżeli jednak zajdzie taka potrzeba, każdy zawodnik może zostać wysłany na farmę do Frydka-Mistka. To decyzja trenera i zarządu, która jest zależna od formy danego gracza.

Jakie oczekiwania panują w Trzyńcu? Po trzech tytułach mistrzowskich z rzędu niełatwo będzie ustąpić z tronu.

– Ambicje i cele są niezmienne – jest to tytuł mistrzowski. Nikogo nie zadowala sam awans do play-offów czy osiągnięcie półfinału. Cel jest jasno określony. Mam nadzieję, że każdy jest tego świadomy i będzie do niego zmierzał.

Na ławce trenerskiej doszło do roszady. Václava Varaďę – autora największych sukcesów klubu – zastąpił Zdeněk Moták. Czy każdy zawodnik startuje u niego z czystą kartą?

– Wcześniejszy trener na pewno miał wyrobioną opinię na temat dotychczasowych zawodników, więc na pewno ufał im bardziej niż nowo przychodzącym graczom. Było to odczuwalne chociażby w play-offach, gdzie tak na dobrą sprawę zawodnicy, którzy przyszli w trakcie sezonu, nie otrzymali placu gry, gdyż trener stawiał na swoich zaufanych hokeistów. Myślę, że nowy szkoleniowiec daje czystą kartę każdemu graczowi, co jest dla mnie okazją.

Jak porównałbyś poziom lig, w których do tej pory występowałeś w hokeju seniorskim? Czy po premierowych spotkaniach i treningach z HC Oceláři wyrobiłeś już swoje zdanie o czeskiej ekstralidze?

– Ciężko jest je sprowadzić do jednego mianownika; w szczególności, kiedy porównujemy do tego, co jest za oceanem. Inny styl panuje nawet w ekstralidze a pierwszej lidze czeskiej. W Ameryce Północnej jest więcej szybkiej i fizycznej gry. Jeżeli miałbym je uszeregować, to na pierwszym miejscu jest ekstraliga czeska, następnie ECHL, a na trzecim stopniu zaplecze czeskiej ekstraligi.

AHL nie jest ci też zupełnie obca. Trzy lata temu miałeś okazję do wzięcia udziału w obozie Chicago Wolves, ówczesnej filii Vegas Golden Knights. Jak wspominasz tamten okres?

– To był super czas. Wystąpiłem tam w dwóch grach kontrolnych. Poziom jest tam specyficzny; każdy zawodnik wie, o co walczy, dlatego nie ma tam miejsca na koleżeństwo. Marzeniem każdego jest przebicie się do NHL, więc to nie dziwi.

Ten obóz upłynął ci zatem pod znakiem ciężkiej rywalizacji.

– Tak, nikt nie odpuszczał walki o krążek, nawet w narożnikach. Czasem było zatem bardzo ostro, co można było odczuć na samych treningach.

Czy w natłoku przygotowań do nowego sezonu czeskiej ekstraligi znajdujesz jeszcze czas, by śledzić Polską Hokej Ligę?

– Tak, śledzę ją regularnie. W minionym sezonie byłem na kilku meczach w Tychach, zdarza mi się również oglądać transmisje na żywo. Lubię obserwować zawodników, których znam i podglądam, jak sobie radzą.

Mistrzem Polski w sezonie 2022/2023 zostanie…

– Największe wrażenie robi na mnie ofensywny potencjał Cracovii, więc myślę, że to „Pasy” będą świętowały mistrza na zakończenie nadchodzącego sezonu.

Ze względu na miejsce urodzenia, osobę twojego taty oraz grę dla Podhala, nieobojętne są ci też pewnie wyniki „Szarotek”.

– Trzeba być realistą. W tym roku szans na sukces pod Tatrami nie ma. Jeżeli Podhale miałoby drużynę zbudowaną pod medale, to na pewno trzymałbym za nich kciuki. Wśród drużyn realnie pozostających w mistrzowskiej stawce, to Cracovia ma moim zdaniem największe szanse.

Jak wspominasz zatem swój krótki pobyt w PHL?
– To na pewno było dla mnie coś nowego. Rzeczywistość polskiego hokeja jest jednak zupełnie inna niż w Ameryce Północnej czy też czołowych europejskich ligach. Braków jest sporo, o czym nie mówi się zbyt często. Choć pojawiają się głosy, że poziom PHL rośnie, to niedociągnięć wciąż jest sporo. Mam tu na myśli głównie względy organizacyjne, gdzie sporo brakuje do normalności. Najważniejsze jest to, by zawodnicy mogli skupić się wyłącznie na hokeju.

Skoro nie mówi się o tym często, to może rozwiniesz tę kwestię jako osoba z bogatym doświadczeniem z zagranicy. Które elementy z czeskich i amerykańskich szatni są tam codziennością, a u nas wciąż budzą zdziwienie?

– Mówimy tu o podstawach. W polskich szatniach brakuje nawet taśm do kijów, taśm na getry, prania po treningach, osoby, która zadbałaby o szatnię przed meczem i ułożyła koszulki. Nie odnoszę się tu już nawet do w pełni profesjonalnych klubów, takich jak HC Oceláři, gdzie klubowa lodówka wypchana jest po brzegi owocami i witaminami. Można dodać do tego jeszcze ręczniki klubowe, choć ta lista jest naprawdę długa i sporo mógłbym jeszcze wymieniać. Skupiłem się jednak na najpotrzebniejszych rzeczach w dniu meczowym czy treningowym.

Czy są perspektywy na poprawę? Co musiałoby zmienić się w pierwszej kolejności, by w polskich klubach było lepiej?

– To wszystko kwestia budżetów. Jeżeli kluby nie będą dysponowały odpowiednimi pieniędzmi, to braki będą zawsze. Sprawy organizacyjne w czeskim hokeju i Ameryce Północnej można porównać do polskiej piłki nożnej na poziomie Ekstraklasy. Środki pojawiają się chociażby z tytułu praw telewizyjnych. Kto śledzi kulisy drużyn na YouTube, może łatwo dostrzec różnice w szatniach.

Wywiad przeprowadzili: Kacper Langowski i Patryk Polczyk.

Najnowsze artykuły

KH Energa chce iść za ciosem i zamknąć rywalizację w czterech meczach

Mikołaj Pachniewski

Gościński: Podhale to drużyna z jajami

admin

Trudna sytuacja JKH GKS Jastrzębie. Wierzą w odwrócenie losów

Mikołaj Pachniewski

Skomentuj