Drugi dzień mistrzostw świata Elity za nami. Sporą niespodziankę sprawili Duńczycy, Czesi po dwóch kolejkach wciąż są bez punktów, a kibice zobaczyli pierwsze karne. To skrót najciekawszych wydarzeń z sobotnich spotkań.
Skandynawska niespodzianka
Dania swoje zmagania w mistrzostwach Świata rozpoczęła od zwycięstwa. Mimo, że pierwsza tercja była bezbramkowa, to dziać się zaczęło od drugiej odsłony. Carl Klingberg otworzył wynik spotkania, który wykorzystał błąd obrony rywali i będąc sam przed bramkę oddał mocny strzał z nadgarstka i nie dał szans Sebastianowi Dahmowi. Kolejny cios zadali jednak Duńczycy, a konkretnie Nicklas Jensen. Duński napastnik zmienił tor lotu krążka po wrzutce Juliana Jakobsena i dał remis swojej reprezentacji.
Jednak pięć minut później znów Szwedzi objęli prowadzenie za sprawą Henrika Tömmernesa, który przekierował krążek tuż przed duńskim golkiperem. Reprezentacja Trzech Koron jednak nie dowiozła korzystnego wyniku do końca tercji. Znów we znaki wdał im się Nicklas Jensen, a Emil Kristensen dał swojej drużynie prowadzenie na niemal dwie minuty przed końcem drugiej odsłony. Trzecia tercja była bardzo wyrównana, do momentu kiedy Szwedzi nie popełnili błędu i musieli grać w osłabieniu. To skrzętnie wykorzystał Nicklas Jensen, który zdobył dla swojej reprezentacji czwartego gola i tym samym skompletował hattricka. Rywale rzucili się do ataku, ale stać ich było na tylko jedną bramkę w wykonaniu Carla Klingberga. Duńczycy sprawili tym samym ogromną niespodziankę.
Dania – Szwecja 4:3 (0:0, 3:2, 1:1)
0:1 – Klingberg (22:06)
1:1 – Nicklas Jensen – Jakobsen (30:40)
1:2 – Tömmernes – Klingberg (35:09)
2:2 – Nicklas Jensen – Bødker (37:33)
3:2 – Kristensen – Nicklas Jensen – M. Lauridsen (38:09)
4:2 – Nicklas Jensen – M. Lauridsen – Bødker (48:22, 5/4)
4:3 – Klingberg – Lundkvist (50:56)
Niemiecka precyzja
Reprezentacja Niemiec póki co, idzie jak burza. Wczoraj wysoko pokonali Włochów 9:4. Dziś przyszedł czas na Norwegów. Wynik otworzył niezawodny w niemieckiej kadrze Matthias Plachta. Nasi zachodni sąsiedzi szybko zdołali wyrobić sobie sporą zaliczkę. W drugiej tercji wynik powiększyli Leon Gawanke, Leo Pföderl i Lukas Reichel. Gola honorowego dla Norwegów zdobył Emil Lilleberg. Było to jedyne trafienie zawodników ze Skandynawii w tym meczu. Jednak Lean Bergmann zamknął mecz swoim trafieniem w 45. minucie. Niemcy do końca prowadzili grę i ani przez chwilę nie pozwolili rywalom wrócić do meczu.
Norwegia – Niemcy 1:5 (0:1, 1:3, 0:1)
0:1 – Plachta – M. Müller – Seider (19:44),
0:2 – Gawanke – Brandt – Noebels (23:19, 5/4),
0:3 – Pföderl – Reichel – Noebels (26:04),
0:4 – Reichel (30:35),
1:4 – Lilleberg – M. Olimb – Haga (36:21),
1:5 – Bergmann – Nowak – Krämmer (44:41).
Finowie przetrzymali amerykański huragan
Drugiego dnia mistrzostw do boju ruszyli mistrzowie świata. Od początku narzucili oni wysokie tempo, ale Amerykanie nie pozostawali im dłużni. W pierwszej tercji górą byli jednak obaj bramkarze, bo udało im się zachować czyste konta. Bramki padły dopiero w drugiej partii i jak się okazało, były to jedyne trafienia. Najpierw Calvina Petersena pokonał Atte Ohtamaa, a potem Iiro Pakarinen. Trzeba przyznać, że Finowie mieli sporo szczęścia, bo przy pierwszej bramce krążek odbił się od kija Briana Boyle’a, myląc golkipera USA, a przy drugim golu Petersen sam skierował krążek do bramki swoim parkanem. Odpowiedział Jason Robertson, który w sytuacji sam na sam posłał krążek pomiędzy parkanami Olkinuory.
Napór ekipy zza oceanu rósł z każdą minutą, ale Finowie zaprezentowali styl w jakim sięgnęli po mistrzostwo globu. Grali przede wszystkim skutecznie w defensywie, a prawdziwą skałą był ich bramkarz. To jemu należy się tytuł MVP. Huraganowe ataki Amerykanów nie przyniosły efektu i nie zdołali doprowadzić do dogrywki, choć momentami było bardzo blisko.
Finlandia – USA 2:1 (0:0, 2:1, 0:0)
1:0 Ohtamaa – Mäenalanen – Anttila (26:54),
2:0 Pakarinen – Pokka – Määttä (35:41),
2:1 Robertson – Wolanin (38:01, 5/4).
Rosjanie pognębili Brytów
Nie było niespodzianki w popołudniowym starciu Wielkiej Brytanii z Rosją. Losy spotkania rozstrzygnęły się już po 11. minutach, gdy było 0:4. Brytowie wprawdzie odpowiedzieli bramką zdobytą w przewadze, ale to było wszystko, na co pozwolili im Rosjanie. Miażdżąca była także różnica w liczbie strzałów: 42 – 11. Należy zaznaczyć, że dwie bramki i asystę zaliczył Anton Burdasow. Przypomnijmy, że Brytowie na turniej przyjechali bez swojego pierwszego trenera – Petera Russella, który nie chciał rozłąki z rodziną na czas rozgrywania turnieju. Zagrał za to Luke Ferrara, który w poprzednim sezonie wywalczył z Comarch Cracovią srebrny medal mistrzostw Polski.
Wielka Brytania – Rosja 1:7 (1:4, 0:1, 0:2)
0:1 Burdasow – Grigorienko – Ożiganow (05:53, 5/4),
0:2 Grigorienko – Woronkow (07:19, 4/5),
0:3 Burdasow – Kuzmienko – Gawrikow (09:21),
0:4 Tołczinski – Barabanow (10:51),
1:4 Kirk – Dowd – Connolly (18:46, 5/4),
1:5 Karnauchow – Zadorow – Zub (30:08),
1:6 Kuzmienko – Burdasow – Ożiganow (49:59, 5/4),
1:7 Slepyszew – Karnauchow (53:05).
Czesi wciąż bez punktów! Fantastyczne przewagi Szwajcarów
Dobrze rozpoczęli swoje drugie spotkanie Czesi, którzy w 15. minucie objęli prowadzenie, a bramkę w przewadze zdobył Filip Chytil. Radość nie trwała jednak długo, bo chwilę później podobny wyczyn powtórzył Gregory Hofmann, który zaskoczył Šimona Hrubeca strzałem spod niebieskiej. Na początku drugiej odsłony znów przewagę wykorzystali Szwajcarzy, a atomowym strzałem bez przyjęcia popisał się Timo Meier. Czesi mogli wyrównać grając w osłabieniu, ale świetnej szansy (sam na sam) nie wykorzystał Flek, co natychmiastowo się zemściło i na przerwę Szwajcaria schodziła z wynikiem 3:1.
Czesi zaczęli się “gotować” co skutkowało faulami i brzydką grą, a to była woda na młyn dla Meiera. Zawodnik San Jose Sharks znów okazał się bezbłędny podczas gry w przewadze. Czesi wprawdzie zdołali jeszcze odpowiedzieć za sprawą Jiříego Smejkala, ale w 58. minucie kropkę nad “i” postawił ponownie Hofmann, gdy Szwajcarzy grali, a jakże, w przewadze. Tego wieczora Helweci zdobyli aż 4 z 5 bramek grając z przewagą zawodnika.
Czechy – Szwajcaria 2:5 (1:1, 0:2, 1:2)
1:0 – Chytil – Kovář, Vrana (14:46, 5/4),
1:1 – Hofmann – Ambühl, Simion (17:09, 5/4),
1:2 – Meier – Hischier (24:12, 5/4),
1:3 – Scherwey – Praplan, Bertschy (28:19),
1:4 – Meier – Corvi, Kurashev (50:27, 5/4),
2:4 – Smejkal – Chytil, Sklenička (54:59),
2:5 – Hofmann – Simion, Ambühl (57:08, 5/4).
Pierwsze karne na turnieju
Gospodarze uskrzydleni po piątkowej wygranej nad Kanadą, chcieli odnieść drugie zwycięstwo i wygrać z powracającym do elity, Kazachstanem. Mecz jednak przebiegał pod dyktando ekipy z Azji. Oddawali oni więcej strzałów, a także grali forecheckingiem, zmuszając Łotyszy do błędów. Ich ostoją był jednak Matīss Kivlenieks. Wynik otwarty został dopiero w 28. minucie, gdy trafił Lauris Dārziņš. Kazachowie wyrównali jednak przed przerwą za sprawą Aleksandra Szyna. Gdy na początku trzeciej tercji trafił Richards Bukarts, wydawało się, że gospodarze pewnym krokiem podążą po drugi komplet punktów, ale ich prowadzenie trwało tylko 22 sekund, bo w wielkim podbramkowym kotle najlepiej odnalazł się Jesse Blacker.
Do końca regulaminowego czasu gry wynik się już nie zmienił i do wyłonienia zwycięzcy niezbędna była dogrywka. W niej oba zespoły miały znakomite szanse, ale krążek jak zaczarowany nie chciał wpaść do bramki. Zarządzono więc serię rzutów karnych. W niej początkowo bramkarze nie mieli nic do powiedzenia, a kibice mogli obejrzeć kilka świetnie wykonanych najazdów. Ostatecznie potrzebne było aż 8 serii, a zwycięską bramkę zdobył Aleksiej Makliukow.
Łotwa – Kazachstan 2:3 po karnych (0:0, 1:1, 1:1, d. 0:0, k. 3:4)
1:0 – Dārziņš – Daugaviņš (27:44),
1:1 – Szyn – Starczenko, Dietz (38:59, 5/4),
2:1 – Ri. Bukarts – Cibulskis (45:05),
2:2 – Blacker – Svedberg, Sagadiejew (45:37),
2:3 – Makliukow (65:00, DRZK)