Miniony sezon dla krakowian miał słodko-gorzki smak. Comarch Cracovia napisała historię, wygrywając Puchar Kontynentalny. W lidze nie poszło jej jednak tak dobrze i zakończyła sezon na ćwierćfinale. Zespół oparty na obcokrajowcach po raz kolejny musiał ulec przebudowie.
Zmiana filozofii
Przed sezonem, jak i w jego trakcie w Krakowie postawiono głównie na zawodników z Rosji. To oni stanowili trzon zespołu i trzeba przyznać, że ten manewr przyniósł powodzenie. Solidnym punktem w dalszym ciągu był Dienis Pieriewozczikow, a najwięcej jakości do gry w ataku wniósł Jewgienij Bodrow, jak i późniejszy transfer – Dmitrij Ismagiłow. Kompletnie zawiódł za to Jewgienij Sołowjow. Jeden z najlepszych gracz fazy play-off sezonu 2020/2021, ściągnięty do Krakowa przed końcem okienka transferowego, w niczym nie przypominał tamtego zawodnika. Nie on jeden, bo to samo można powiedzieć o Emilu Oksanenie.
Krakowianie w całym sezonie bardzo dobrze prezentowali się w grze w formacjach specjalnych. To był wielki atut ekipy prowadzonej przez Rudolfa Roháčka. To właśnie za sprawą tych elementów, Cracovia potrafiła odwrócić losy każdego spotkania. „Pasy” grały bardzo widowiskowo, a spotkania z ich udziałem nie należały do nudnych.
Napisali historię
Niewątpliwie największym sukcesem Cracovii w minionym sezonie było zwycięstwo w Pucharze Kontynentalnym. „Pasy” w Aalborgu pokonały gospodarzy oraz Saryarkę Karaganda i jako pierwsza polska drużyna w historii, sięgnęła po to trofeum. Było to zatem historyczne osiągnięcie, nie tylko krakowskiego, ale i polskiego hokeja. Cracovia tym samym zapewniła sobie prawo gry w Champions Hockey League w sezonie 2022/2023, a to oznacza, że PHL będzie miała dwóch przedstawicieli w nadchodzącym sezonie w tych rozgrywkach.
Zwycięstwo w Danii miało miejsce w marcu, a wcześniej, bo w końcówce grudnia ekipa z grodu Kraka sięgnęła po Puchar Polski, pokonując w finale KH Energę Toruń. Z zachwytu piał profesor Janusz Filipiak, który zapowiadał walkę o potrójną koronę. Z walki o mistrzostwo Polski nic jednak nie wyszło, bo marzenia już w ćwierćfinale rozwiał GKS Tychy, wysyłając krakowian na wakacje.
Drużyna (niemal) zbudowana
Trener Roháček musiał zmienić strategię i zamiast transferów w grudniu i styczniu, skład zbudował już w maju oraz czerwcu. To oczywiście pokłosie gry w CHL, gdzie trzeba mieć naprawdę mocny skład, by powalczyć o coś więcej, tym bardziej, że ambicją Cracovii jest wyjście z grupy. Do grodu Kraka ściągnięto śmietankę PHL: Patryka Wronkę, Mateusza Michalskiego, Roberta Arraka, Martina Kasperlíka, Romana Ráca oraz Radosława Sawickiego. To na pewno jeszcze nie koniec transferów, bowiem krakowianie muszą jeszcze wzmocnić defensywę, a także gorączkowo poszukują bramkarza, który będzie pełnił rolę „jedynki”.
Z taką drużyną, krakowianie nie tylko mogą powalczyć w CHL, ale z automatu stają się faworytem do zwycięstwa w rozgrywkach PHL, Pucharze Polski oraz Superpucharze. To może być naprawdę udany sezon pod Wawelem, ale jak będzie? Przekonamy się już wkrótce.
Pozytywy
- Promocja polskiego hokeja
Krakowianie zwycięstwem w Pucharze Kontynentalnym pokazali, że polski hokej wcale nie jest tak słaby i może z powodzeniem rywalizować z innymi, europejskimi ligami. Historyczny sukces odbił się szerokim echem w hokejowym światku. To dało również możliwość, że w nadchodzącym sezonie dwie polskie drużyny wystąpią w CHL!
Negatywy
- Gdzie ci Polacy?
Po raz kolejny krakowska drużyna zmarginalizowała udział polskich zawodników w składzie meczowym. Niekiedy zaledwie 2-3 Polaków było w kadrze meczowej, a pozostałe miejsce zajmowali obcokrajowcy. Taka strategia nie pomagała rozwojowi polskiego hokeja. Na szczęście od nowego sezonu się to zmieni.