Jacek Płachta w świetnym stylu powrócił na fotel pierwszego trenera GKS-u Katowice. Hokeiści ze stolicy województwa śląskiego po czterech spotkaniach legitymują się kompletem punktów, a wczoraj odnieśli niezwykle cenne zwycięstwo nad mistrzami Polski.
Hokeiści GieKSy zdołali wypracować sobie dwubramkową przewagę, lecz ich rywale dwukrotnie łapali kontakt, a emocji nie brakowało do końcowej syreny. W trzeciej tercji przez pięć minut grali z przewagą jednego zawodnika, po karze meczu zainkasowanej przez Martina Kasperlíka. Nie udało im się jej wykorzystać, a przez ostatnie 37 sekund musieli bronić się z trzema graczami na lodzie. Udało im się jednak dowieźć prowadzenie do samego końca, wobec czego powrócili do Katowic z pełną pulą.
– Spodziewaliśmy się ciężkiego meczu na terenie Jastrzębia i taki on też był. Zagraliśmy konsekwentnie przez sześćdziesiąt minut, lecz parę elementów na pewno musimy poprawić. Ogólnie rzecz biorąc, był to jednak dobry mecz wyjazdowy – ocenił Jacek Płachta.
Dla trenera Płachty jest to już czwarte podejście do prowadzenia GKS-u Katowice. Ostatnie z nich miało miejsce w sezonie 2016/2017, następnie kontynuował swą karierę za naszą zachodnią granicą. Od tamtego czasu w naszych rozgrywkach doszło do kilku istotnych zmian.
– To nie jest tak, że byłem całkowicie odcięty od polskiego hokeja; cały czas obserwowałem tę ligę. Myślę, że jest wyrównana i stoi na dobrym poziomie. Wszystkie drużyny są konkurencyjne; każdy może wygrać z każdym. Nie patrzymy się jednak na przeciwników, koncentrujemy się na naszej grze, i tym, co trzeba w niej usprawnić. To początek sezonu, nie popadamy w euforię. Po prostu pracujemy dalej – przyznał szkoleniowiec, który przez minione trzy sezony prowadził Crocodiles Hamburg.
Nie da się ukryć, iż wczorajsze spotkanie nie było najłatwiejszym meczem, spoglądając pod kątem sędziowskim. Z boksów obydwu drużyn dało się usłyszeć pretensje przy kilku spornych sytuacjach na lodzie.
– Teraz weszło parę nowych przepisów. Zawsze coś umknie sędziom, czy też nam – trenerom. Życzyłbym sobie jednak, żeby byli nieco bardziej konsekwentni: albo ze sobą rozmawiamy, albo nie; dziwne jest, że rozmawiają z jednym trenerem, a z drugim już nie. Poziom jest jaki jest, na pewno mógłby być lepszy, ale z naszej strony bym liczył, by ta komunikacja też była lepsza. Nie jesteśmy przeciwko sędziom, ani sędziowie nie są przeciwko nam. Oni wykonują swoją pracę, tak samo jak i my. Wiadomo, że każdy jak najlepiej chce się z niej wywiązać – wyjaśnił ze spokojem 52-letni trener.
Po zakończonym sezonie, w którym nie udało się zdobyć medalu, w szatni GieKSy doszło do małej rewolucji. Trener Płachta przy dokonywaniu wzmocnień postawił na kilka zaufanych twarzy, znanych mu z prowadzenia reprezentacji Polski.
– Na pewno było trochę łatwiej. Znam stąd paru chłopaków, z którymi pracowałem już w reprezentacji, dlatego chcieliśmy na nich zbudować drużynę. W szatni było także kilku Polaków z poprzedniego sezonu, teraz ściągnęliśmy kilku nowych. Pracowaliśmy nad tym, by uzupełnić skład obcokrajowcami, lecz nie ma u nas podziału na zawodników krajowych, zagranicznych, liderów… U nas najważniejsza jest drużyna i na tym się opieramy – zaznaczył były selekcjoner reprezentacji Polski.
Za czasów pracy Jacka Płachty z drużyną narodową, biało-czerwonym nie brakowało wiele, by wywalczyć awans na najwyższy poziom światowego hokeja. Po zmianie na stanowisku selekcjonera nasi reprezentanci spadli jednak na trzeci szczebel Mistrzostw Świata, z którego nie udało im się wydostać do dziś.
– Zawsze jest łatwiej awansować, niż się utrzymać. Jeszcze parę lat temu ocieraliśmy się o awans do Elity, czemu towarzyszyły emocje. Na pewno teraz musimy zrobić wszystko, by jak najszybciej wydostać się z tej dywizji i dorównać zespołom z zaplecza Elity – ocenił szkoleniowiec, który sam w przeszłości doświadczył zaszczytu występów w barwach narodowych.
Tuż przed inauguracją ligi klubowi włodarze ogłosili zakontraktowanie dwóch zawodników sprowadzonych z Północy: Anthona Erikssona oraz Joony Monto. Obydwaj sprawili dobre wrażenie już od pierwszych spotkań.
– Wkomponowali się bardzo dobrze. Naszym celem było, by nie czynić zbyt pochopnych ruchów, kontraktując na szybko nowych zawodników. Analizowaliśmy, jakich zawodników konkretnie potrzebujemy. Pierwsze mecze sparingowe pokazały, jaki typ zawodników jest wymagany w naszym zespole, pod tym kierunkiem szukaliśmy wzmocnień, by funkcjonował on jak najlepiej – dodał.
Cztery mecze i cztery zwycięstwa – taki wynik jasno wskazuje, iż GieKSa jest dobrze przygotowana do zmagań w nowym sezonie. Czy po takim początku rozgrywek, wewnątrz zespołu jasno zadeklarowano, iż celem jest najwyższy laur?
– To tylko cztery mecze. Wypatrujemy kolejnych, w każdym z nich chcemy wygrywać. Wiemy, że po pierwszych dwóch rundach drużyny kwalifikują się do Pucharu Polski. To powinno być naszym pierwszym krokiem, ale nikt nie może być pewny swojej pozycji – ani my po komplecie punktów, ani zespoły, które zapunktowały gorzej. Znaleźliśmy się szybko na zwycięskiej ścieżce, ale nie popadamy w samozachwyt, bo przed nami wiele spotkań i wiele rzeczy do poprawy. Chłopcy przychodzą jednak na trening z celem, by z dnia na dzień być lepszymi – stwierdził opiekun katowickiego zespołu.