20. kolejka Polskiej Hokej Ligi przyniosła nam sporo wrażeń. Nie zawiódł nas hit piątkowego wieczoru, z udziałem GKS-u Tychy i Re-Plast Unii Oświęcim. Warto też odnotować pierwsze zwycięstwo Comarch Cracovii nad Ciarko STS-em Sanok w obecnej kampanii.
SZALONY MECZ W TYCHACH
Mecz pomiędzy GKS-em Tychy, a Re-Plast Unią Oświęcim rozpoczął się dobrze dla gospodarzy. Najpierw Christian Mroczkowski w duecie z Alexem Szczechurą wyprowadzili kontratak, który kończył popularny “Mroczek”, nie dając mniejszych szans Clarkowi Saundersowi. 63 sekundy później mieliśmy już 2:0, po świetnym strzale Jeana Dupuya, który uderzył bez przyjęcia. Oświęcimianie odpowiedzieli już niecałą minutę później. Błąd w strefie neutralnej popełnił kapitan trójkolorowych, Michał Kotlorz. Skrzętnie wykorzystał to Luka Kalan, który zagrał do Sebastiana Kowalówki, mający przed sobą pustą bramkę, zmniejszając stratę do rywala. Podczas pierwszej odsłony, Bartłomiej Pociecha mocno odczuł starcie z Eliezerem Sherbatovem. Ostatecznie, tyski obrońca zjechał do boksu w asyście lekarza, a Izraelczyk nie został ukarany. Druga tercja była całkowicie bezbarwna, a przy tym bezbramkowa. Sytuacji jednak nie brakowało, a świetną okazję miał Teddy Da Costa, który strzelił w poprzeczkę. Rewelacyjnie oglądało się za to trzecią odsłonę tego spotkania. Tuż po jej wznowieniu, Christian Mroczkowski strzelił z ostrego kąta, czym kompletnie zaskoczył Clarke’a Saundersa. Dwie minuty później odpowiedział Teddy Da Costa, któremu gumę świetnie wyłożył powracający do składu Ryan Glenn. Oświęcimianie poszli za ciosem i doprowadzili do wyrównania w tym spotkaniu. Patryk Malicki zza bramki podał do Damiana Piotrowicza, który wypatrzył lukę w ustawieniu Johna Murraya i pokonał go. W 53. minucie Jarosław Rzeszutko, wykorzystał świetne podanie Jeana Dupuya, uderzając bez przyjęcia pod samą poprzeczkę. Biało-niebiescy nie poddali się i walczyli do końca. Chwilę przed końcową syreną Teddy Da Costa znakomicie wypatrzył Patrika Lužę, który z bliska pokonał tyskiego golkipera, który według naszej opinii mógł zachować się lepiej. Na równe dwie minuty przed meczem, taflę musiał opuścić “Mroczek”, wobec nałożonego na niego wykluczenia. Tyski zawodnik zjeżdżał z niedowierzaniem. Gospodarze byli w opałach, lecz na ich szczęście udało im się uniknąć straty gola. O wyniku w dogrywce mogła przesądzić jedna akcja. Teddy Da Costa oddał strzał w słupek, a krążek był blisko linii bramkowej, jednak szczęśliwie dla tyszan nie wpadł do bramki. Czekały nas więc rzuty karne. W serii najazdów po pięciu kolejkach strzelił tylko Jean Dupuy i to ostatecznie on zgarnął dla swojej drużyny dwa punkty.
Jarosław Rzeszutko, autor czwartej bramki:
– Wydaje mi się, że zagraliśmy całkiem niezłe spotkanie, choć nie ustrzegliśmy się błędów przy straconych bramkach. To na pewno boli, bo mamy dobry wynik, mamy 1:0, mamy 3:1, mamy 4:3 i te bramki tracimy. Pozytywem na pewno jest to, że potrafiliśmy się podnieść i zdobyć kolejne bramki. Niewątpliwie najważniejsze jest jednak zwycięstwo. Mecz był bardzo ciężki, bo rywale mają nowego trenera, a w takich sytuacjach każdy chce się pokazać z jak najlepszej strony. To było widać po drużynie z Oświęcimia. Zagrali dziś bardzo dobrze, ciężko walczyli. Więc tym bardziej cieszą te zdobyte dwa punkty – stwierdził popularny “Rzeszut”.
– Nie chciałbym roztrząsać tego meczu w Sanoku. Dużo graliśmy w osłabieniach, ale nie mnie oceniać, czy były wszystkie słuszne czy nie. Natomiast fakt faktem, traciliśmy bramki w liczebnych osłabieniach. Rywal dziś był bardzo mocny. Te bramki strzelali nam w ładny sposób. Na pewno były błędy, ale na dokonamy solidnej analizy, by więcej takich błędów nie powielać – dodał środkowy mistrzów Polski.
GKS Tychy – Re-Plast Unia Oświęcim 5:4 po rzutach karnych (2:1, 0:0, 2:3, d. 0:0, k. 1:0)
1:0 – Christian Mroczkowski – Alexander Szczechura (07:59),
2:0 – Jean Dupuy – Olaf Bizacki, Jason Seed (09:02),
2:1 – Sebastian Kowalówka – Luka Kalan, Gregor Koblar (10:00),
3:1 – Christian Mroczkowski – Alexander Szczechura, Jason Seed (41:59),
3:2 – Teddy Da Costa – Ryan Glenn, Daniił Oriechin (43:25),
3:3 – Damian Piotrowicz – Łukasz Krzemień, Patryk Malicki (45:07),
4:3 – Jarosław Rzeszutko – Jean Dupuy (52:52),
4:4 – Patrik Luža – Teddy Da Costa (56:26),
5:4 – Jean Dupuy (Decydujący rzut karny).
MVP: Jean Dupuy.
“PASY” W KOŃCU ZWYCIĘSKIE
W dwóch minionych meczach pomiędzy Ciarko STS-em Sanok, a Comarch Cracovią lepsi byli sanoczanie. W piątkowy wieczór jednak, nastąpiła zmiana. Od pierwszych minut, mecz był dość zacięty, a gospodarze tego meczu atakowali śmielej względem ostatnich spotkań. To przyniosło wymierną korzyść w postaci bramki. Marek Strzyżowski zmieścił krążek w samym okienku bramki. Ich radość nie trwała jednak długo, gdyż trzy minuty później, Michal Gutwald wykorzystał pojedynek sam na sam z bramkarzem i nie dał mu szans strzałem z bekhendu. Ekipa “Pasów” świetnie rozpoczęła trzecią tercję, bo wystarczyło im trochę ponad pół minuty, by wyjść na prowadzenie. Jakub Šaur oddał strzał bez przyjęcia, w długi róg bramki, co kompletnie zaskoczyło Patrika Spěšnego. Z czasem inicjatywę przejęli krakowianie i to oni częściej budowali akcje ofensywne pod bramką rywali. Na gole musieliśmy jednak czekać do trzeciej odsłony tej rywalizacji. To co się wydarzyło w 47. minucie to istna parodia. Obrońcy wyglądali na zagubionych. Damian Kapica, zagrał pod bramkę do Taaviego Tiali, który bez problemu pokonał bramkarza. Znając wybuchowość Marka Ziętary, uczestnicy zamieszania pod bramką, dostali za tą sytuację niezłą burę w boksie. W 55. minucie sanoczanie zdobyli bramkę kontaktową za sprawą Eetu Elo, który wykorzystał fakt, iż nikt go nie upilnował. Jednak już minutę później Tomáš Franek dokonał dzieła zniszczenia, zdobywając ostatniego gola w tym meczu. Tym samym drużyna Comarch Cracovii odskoczyła Ciarko STS-owi Sanok na dziewięć punktów w ligowej tabeli. Teraz traci tylko punkt do Tauron Podhala Nowy Targ (które ma jeden mecz zaległy).
Ciarko STS Sanok – Comarch Cracovia 2:4 (1:1, 0:1, 1:2)
1:0 – Marek Strzyżowski – Bogusław Rąpała, Mateusz Wilusz (13:45, 5/4),
1:1 – Michal Gutwald – Joseph Widmar, Martin Dudaš (16:52),
1:2 – Jakub Šaur – Damian Kapica, Aleš Ježek (20:31),
1:3 – Taavi Tiala – Damian Kapica, Erik Němec (46:42),
2:3 – Eetu Elo – Riku Sihvonen, Eemeli Piippo (54:01),
2:4 – Tomáš Franek – Aleš Ježek, Richard Nejezchleb (55:12).
MVP: Jakub Šaur
POPIS “GIEKSY” W DRUGIEJ TERCJI
Zagłębie Sosnowiec po 12 porażkach z rzędu podejmowało GKS Katowice. Początek spotkania ułożył się dla miejscowych wyśmienicie, bo w 5. minucie Lucas Bombardier okazał się najsprytniejszy w podbramkowym zamieszaniu i pokonał Juraja Šimbocha. To tylko rozzłościło katowiczan, którzy zaczęli ostrzeliwać bramkę Cody’ego Portera, ale ten w pierwszej odsłonie nie dał się pokonać. Kanadyjczyk skapitulował dopiero w drugiej tercji, a sposób na niego, mierzonym strzałem, znalazł Jesse Rohtla. Przewaga przyjezdnych rosła z każdą kolejną minutą, a w sporych opałach był Porter. Kanonada przyniosła efekt i w 32. minucie przyjezdni objęli prowadzenie, a krążek w siatce umieścił Bartosz Fraszko. Ten sam zawodnik kilka minut później nie pomylił się przy wykonywaniu rzutu karnego, który podyktowali sędziowie za faul na Szymonie Mularczyku. To jednak nie było ostatnie słowo hokeistów “GieKSy” w tej tercji. Portera w odstępie 30 sekund dwukrotnie pokonał Patryk Krężołek i było już 1:5. Trzecia odsłona była już więc tylko formalnością, jednak goście nie odpuścili i na 6:1 podwyższył Miika Franssila, lokując krążek w samym okienku. Zagłębie stać było na jeszcze jedną bramkę, a swoje debiutanckie trafienie w PHL, w swoim pierwszym meczu zaliczył Iwan Rybczik. Kropkę nad “i”, na nieco ponad minutę przed końcem, postawił Filip Stoklasa i przypieczętował okazałe zwycięstwo katowiczan.
Zagłębie Sosnowiec – GKS Katowice 2:7 (1:0, 0:5, 1:2)
1:0 – Lucas Bombardier – Kamil Sikora, Michał Naróg (4:44, 5/4),
1:1 – Jesse Rohtla – Jānis Andersons (21:54),
1:2 – Bartosz Fraszko – Grzegorz Pasiut, Patryk Krężołek (31:07, 5/4)
1:3 – Bartosz Fraszko (36:23, rzut karny),
1:4 – Patryk Krężołek – Dariusz Wanat, Jesse Rohtla (37:21),
1:5 – Patryk Krężołek – Grzegorz Pasiut (37:51, 4/5),
1:6 – Miika Franssila – Dariusz Wanat, Oskar Krawczyk (41:38),
2:6 – Iwan Rybczik – Kamil Sikora, Lucas Bombardier (49:40, 5/4),
2:7 – Filip Stoklasa – Bartosz Fraszko (58:38).
MVP: Bartosz Fraszko.
NIESPODZIANKI NIE BYŁO. PEWNA WYGRANA JKH
Hokeiści Stoczniowca Gdańsk po ostatniej sensacyjnej wygranej ostrzyli sobie zapewne zęby na kolejne punkty, zostali jednak brutalnie sprowadzeni na ziemię przez JKH. Pierwsza tercja nie zapowiadała jeszcze pogromu, choć hokeiści znad czeskiej granicy, że w pierwszej tercji nie rozpieszczają widzów wieloma bramkami. Skromne prowadzenie zapewnił Dominik Paś i to było jedyne trafienie, jakie oglądaliśmy w pierwszej tercji. Warto odnotować także sytuację, w której to Michał Zając został trafiony kijem przez kolegę z zespołu, Krystiana Mocarskiego, a na ławkę kar powędrował… Marcin Horzelski, defensor JKH. Sędziowie nie byli zresztą najmocniejszym punktem tego meczu, ale jest to naturalnie materiał na osobny artykuł. Druga tercja była decydująca, jeżeli chodzi o rozstrzygnięcie meczu. 114 sekund. Trzy trafienia JKH. Najpierw mocnym strzałem Kielera pokonał Mateusz Bryk, kolejne trafienie dołożył Martin Kasperlík, boleśnie kontrując gospodarzy, a czwarta bramka padła łupem Kamila Wróbla. W finałowej odsłonie ten ostatni został ukarany karą meczu za brutalny atak kolanem w starciu, w którym ucierpiał Michał Zając. Wymierzył on zresztą sprawiedliwość, zdobywając gola w pięciominutowej przewadze. Ostatnia bramka w tym meczu padła natomiast łupem Zackary’ego Phillipsa.
GKH Stoczniowiec Gdańsk – JKH GKS Jastrzębie 1:5 (0:1, 0:3, 1:1)
0:1 – Dominik Paś – Kamil Wróbel (14:20),
0:2 – Mateusz Bryk – Roman Rác (30:09),
0:3 – Martin Kasperlík – Roman Rác, Mateusz Bryk (30:53),
0:4 – Kamil Wróbel – Dominik Paś (32:06),
1:4 – Michał Zając – Krystian Mocarski, Michał Rybak (48:39, 5/4),
1:5 – Zackary Phillips – Martin Kasperlík, Roman Rác (51:26, 5/4).
MVP: Dominik Paś.