zklepy.pl
Image default

Podsumowanie 31. kolejki. Tyszanie przełamali passę, gospodarze z pewnymi zwycięstwami

Aż 33 bramki padły w 31. kolejce Polskiej Hokej Ligi. Gospodarze odnieśli przekonujące zwycięstwa. Honor gości uratował GKS Tychy wygrywając ligowy mecz w Katowicach po raz pierwszy od 2017 roku.

TYSZANIE LEPSI W KATOWICACH PO PRAWIE TRZECH LATACH

W dzisiejszym meczu, miały miejsce dwa debiuty. W drużynie GKS-u Katowice debiutował Tomáš Kubalík, zaś po stronie GKS-u Tychy Ondrej Raszka. Nowy napastnik “GieKSy” był aktywny i miał kilka dogodnych sytuacji bramkowych, jednak brakowało mu skuteczności. Zaś Ondrej Raszka spisywał się bardzo solidnie, a jego interwencje były pewne.

Od pierwszych minut, mecz stał na bardzo wysokim poziomie. Było dużo akcji, gra była dynamiczna i na pewno mogła zadowolić kibiców, oglądających ten mecz przed ekranem komputera. Nie brakowało też agresji, co spowodowało kilka wykluczeń. Jednak na najważniejsze (czyli bramki), musieliśmy poczekać do 13. minuty. Wtedy tyszanie przeprowadzili szybką akcję, a Mateusz Gościński wyłożył gumę zza bramki do Jakuba Witeckiego, który z najbliższej odległości pokonał Juraja Šimbocha. Podopieczni Krzysztofa Majkowskiego poszli za ciosem. W 15. minucie katastrofalny błąd popełnił Maciej Kruczek, który wręcz podał do Patryka Koguta, a ten przymierzył i zmieścił krążek tuż przy słupku. Katowiczanie mogli odpowiedzieć już minutę później, bo Grzegorz Pasiut obsłużył Bartosza Fraszkę świetnym podaniem, ale ten strzelił w słupek.

W drugiej odsłonie mecz się nieco wyrównał. Katowiczanie mieli naprawdę wyborne sytuacje, ale ze znakomitej strony pokazał się dziś Ondrej Raszka. Bramkarz reprezentacji Polski skradł dziś show. W 34. minucie obronił sytuację sam na sam z Patrykiem Krężołkiem, ale większy popis dał sześć minut później. Wtedy Andriej Stiepanow podał tuż przed bramkę do Bartosza Fraszki, a nowy nabytek GKS-u Tychy zdołał to obronić i zamrozić. Trzeba przyznać, że była to najjaśniejsza postać w dzisiejszym meczu.

Katowiczanie mogli zmniejszyć dystans do tyszan, już na początku trzeciej odsłony, ale krążek po strzale Miiki Franssili odbił się od poprzeczki. Tyszanie też mieli kilka niezłych okazji. Na przykład w 50. minucie Patryk Kogut oddał mocny strzał z nadgarstka, który został instynktownie odbity przez bramkarza gospodarzy. Chwilę później wynik mógł podwyższyć Alex Szczechura, ale krążek po jego strzale zatrzymał się na spojeniu słupka z poprzeczką. Niewykorzystane sytuacje zemściły się na mistrzach Polski bowiem w 51. minucie Andriej Stiepanow przełamał niemoc swojej drużyny i zmniejszył dystans do tyszan, w sytuacji sam na sam (gol w osłabieniu). Radość katowiczan nie trwała jednak zbyt długo, gdyż już pół minuty później było 3:1. Michael Cichy uderzył bez przyjęcia w krótki róg bramki po podaniu Jasona Seeda. Katowiczanie jednak walczyli do końca i było blisko gola kontaktowego. W 56. minucie po zamieszaniu, krążek znalazł się w tyskiej bramce po strzale Miiki Franssili, ale sędziowie po analizie wideo gola nie uznali. Do końca meczu wynik się nie zmienił, a tyszanie mogli się cieszyć z ligowego zwycięstwa w Katowicach po raz pierwszy od 8 października 2017 roku.

GKS Katowice – GKS Tychy 1:3 (0:2, 0:0, 1:1)
0:1 – Jakub Witecki – Mateusz Gościński, Radosław Galant (12:34),
0:2 – Patryk Kogut (14:56),
1:2 – Andriej Stiepanow – Jyri Marttinen, Miika Franssila (50:53, 4/5) ,
1:3 – Michael Cichy – Jason Seed, Alexander Szczechura (51:23, 5/3).

GKS Katowice: Šimboch – Andersons, Lamin; Fraszko, Pasiut, Stiepanow – Marttinen, Franssila; Krężołek, Wanat, Kuronen – Kruczek, Paszek; Michalski, Starzyński, Kubalík – Mularczyk, Zieliński; Skrodziuk, Nahunko, Adamus
Trener: Andriej Parfionow

GKS Tychy: Raszka – Pociecha, Biro; Witecki, Galant, Marzec – Novajovský, Kotlorz; Szczechura, Cichy, Mroczkowski – Martin, Seed; Gościński, Wronka, Tonge – Bizacki, Mesikämmen; Gruźla, Rzeszutko, Kogut
Trener: Krzysztof Majkowski

MVP: Ondrej Raszka

TORUŃSKI KUKSANIEC DLA BENIAMINKA

Niedzielny wieczór dla “Stalowych Pierników” stanął pod znakiem meczu z beniamikiem z odległego Sanoka. Początek spotkania należał do miejscowych, ci jednak nie potrafili sforsować szyków defensywy drużyny z Podkarpacia. Głupie błędy w obronie torunian przerodziły się w groźne okazje dla gości, ale strzał Konrada Filipka minimalnie minął bramką Antona Svenssona, a przy próbie Eetu Elo znakomitą interwencją popisał się Szwed.

Niewykorzystane okazje podopiecznych Marka Ziętary się zemściły i Patrika Spěšný’ego strzałem spod linii niebieskiej pokonał Artiom Smirnow. Później trwało oblężenie sanockiej bramki, ale przyjezdni wyszli z tego obronną ręką. Co się odwlecze, to nie uciecze, już po 19 sekundach drugiej partii było 2:0, bo ładną akcję miejscowych zwieńczył Jegor Fieofanow.

Napór podopiecznych Juryja Czucha nie ustawał, co skutkowało prawdziwą kanonadą na bramkę Spěšný’ego. Ten musiał skapitulować po pięknym uderzeniu Eliasa Elomyy. Dla Fina było to premierowe trafienie na taflach PHL.

Sanoczanie nie złożyli jednak broni. Na sytuację sam na sam ze Svenssonem został wypuszczony Jakub Bukowski, a ten dobrym strzałem zapisał się do protokołu meczowego. Przyjezdni chcieli wykorzystać momentum i zdobyć kontaktową bramkę, ale uniemożliwiły im to świetne interwencje Szweda w barwach KH Energi.

Zamiast tego to torunianie kolejne dwa razy wpisali się na listę strzelców, jeszcze w drugiej tercji strzałem bez przyjęcia popisał się Dienis Sierguszkin, a tuż po rozpoczęciu ostatniej tercji trafił Elias Elomaa. Sanoczanie zdołali odpowiedzieć za sprawą Eetu Elo, który umieścił krążek w bramce tuż nad barkiem Svenssona. Warto odnotować, że te trzy trafienia zostały zdobyte podczas gier w przewadze.

Przyjezdni próbowali jeszcze nieco poprawić wynik, ale wyszło zupełnie na odwrót, bo do bramki trafili jeszcze Dienis Sierguszkin (ładna indywidualna akcja) oraz Jegor Fieofanow (w osłabieniu) i beniaminek wyjechał z Torunia z solidnym bagażem straconych bramek.

Na koniec dodajmy, że w niedzielnym spotkaniu aż trzech zawodników “Stalowych Pierników trafiło do siatki dwukrotnie, a uczynili to: Elias Elomaa, Jegor Fieofanow oraz Dienis Sierguszkin.
Wynik dzisiaj był dobry, ale zagraliśmy bardzo słaby mecz. Mógł się on dla nas skończyć tragicznie, a po pierwszej tercji zamiast wygrywać 1:0, mogliśmy przegrywać 0:3. Fatalnie zagraliśmy w obronie, nie wiem, co z tym zrobić, bo cały czas rozmawiam z obrońcami, a nic nie pomaga. Na razie mamy to, co mamy. Dziękuję napastnikom za strzelenie tylu bramek i Antonowi za dobre interwencje. Gramy jeden mecz bardzo dobrze, a następny słabo. Nie wiem z czego to wynika. Musimy nad tym popracować – powiedział po meczu trener KH Energi Toruń, Juryj Czuch

KH Energa Toruń – Ciarko STS Sanok 7:2 (1:0, 3:1, 3:1)
1:0 – Artiom Smirnow – Kamil Kalinowski (11:48)
2:0 – Jegor Fieofanow – Denis Sierguszkin, Bartosz Skólmowski (20:19)
3:0 – Elias Elomaa (26:46)
3:1 – Jakub Bukowski – Maciej Witan, Karol Biłas (31:02)
4:1 – Denis Sierguszkin – Jegor Fieofanow, Jegor Szkodienko (37:57, 5/4)
5:1 – Elias Elomaa (42:40, 5/4)
5:2 – Eetu Elo – Eemeli Piippo, Riku Sihvonen (45:52, 5/4)
6:2 – Denis Sierguszkin – Pawieł Nowożyłow (56:40)
7:2 – Jegor Fieofanow – Dienis Sierguszkin (59:24, 4/5)

KH Energa Toruń: Svensson – Skólmowski, Szkodienko, Kuzniecow, Smirnow, Gusevas, Jaworski, Podsiadło, Olszewski – Szabanow, Sierguszkin, Osipow, Bondaruk, Jaakola, Elomaa, Rożkow – Fieofanow, K.Kalinowski, Czwanczikow, Nowożyłow.
Trener: Juryj Czuch.

Ciarko STS Sanok: Spěšný – Florczak, Rąpała; Skokan, Piippo, Kamienieu, Biłas, Demkowicz – Strzyżowski, Bielec, Elo, Sihvonen, Bukowski, Filipek – Wilusz, Viikila, Witan.

MVP: Dienis Sierguszkin.

ODPALILI NA KONIEC

Hokeiści Tauron Podhala Nowy Targ pokonali GKH Stoczniowiec Gdańsk 6:1. Po pierwszej tercji był remis bezbramkowy, choć sytuacji nie brakowało. Gdańszczanie byli zepchnięci do skrajnej defensywy, bowiem gospodarze oddali 11 strzałów, a goście zaledwie 2.

Dopiero w drugiej tercji zobaczyliśmy bramki. Wynik otworzyć Michal Vachovec, a zaledwie kilkanaście sekund później wynik podwyższył Emil Švec. Na kolejne trafienia było nam dane czekać do 51. minuty. Wtedy Mateusz Strużyk zmniejszył stratę do rywala, ale zaledwie trzy minuty później było już 3:1 za sprawą Ernesta Bochnaka. Potem poszło już z górki dla hokeistów “Szarotek”. W 56. minucie wynik podwyższył Timo Hiltunen, a chwilę po nim na 5:1 bramkę zdobył Adrian Słowakiewicz. Dzieła zniszczenia dokonał Jakub Worwa, który zamknął wynik spotkania.

Tauron Podhale Nowy Targ – GKH Stoczniowiec Gdańsk 6:1 (0:0, 2:0, 4:1)
1:0 Michal Vachovec – Timo Hiltunen (22:18, 5/3),
2:0 Emil Švec – Mateusz Bepierszcz, Petr Chaloupka (22:42, 5/4),
2:1 Mateusz Strużyk – Kacper Niedźwiecki (50:28, 4/4),
3:1 Ernest Bochnak – Adrian Słowakiewicz (53:22),
4:1 Timo Hiltunen – Adrian Gajor (55:35),
5:1 Adrian Słowakiewicz – Damian Szurowski (56:03),
6:1 Jakub Worwa – Damian Szurowski, Adrian Słowakiewicz (56:58).

KH Podhale: Brikun – Chaloupka, Kubát; Švec, Vachovec, Bepierszcz – Jaśkiewicz, Gajor; Pettersson, Neupauer, Hiltunen – Sulka, Mrugała; Guzik, Bryniczka, Wielkiewicz – Wsół, Szurowski; Bochnak, Słowakiewicz, Worwa.
Trener: Andriej Gusow.

Stoczniowiec: Kieler – Mat. Rompkowski, Żurauski; Strużyk, Pesta, Stasiewicz – Wala, Leśniak; Vitek, Mocarski, Zając – Liśkiewicz, Mac. Rompkowski; Mac. Rybak, Drozd, Wołoszyk – Niedźwiedzki, Drąg; Łabinowicz, Sadowski, Bandarenka.
Trener: Krzysztof Lehmann.

20 MINUT I PO SPRAWIE

O pierwszej tercji tego pojedynku będą chcieli jak najszybciej zapomnieć hokeiści Zagłębia Sosnowiec. Już po pierwszych 20 minutach było jasne, kto zgarnie trzy punkty w niedzielny wieczór. Fatalnie swój debiut w PHL zapamięta Tadas Ramanauskas. Litwin skapitulował pięciokrotnie, ale mogło być jeszcze gorzej, bo defensywa Zagłębia po prostu nie istniała. Odpowiedzieć zdołał Jewgienij Nikoforow, ale było to trafienie na otarcie łez.

Sosnowiczanie na drugą tercję wyszli ze sportową złością i chcieli nieco poprawić wynik, ale szybko ich plany zweryfikował Aleš Ježek, a Michała Czernika, który zastąpił Ramanauskasa, pokonali jeszcze Michal Gutwald oraz Tomáš Franek.

Ostatnia partia o dziwo nie przyniosła już żadnych bramek. Przyjezdni mieli okazję do gry 5 na 3 przez 34 sekundy, ale nie zdołali jej wykorzystać. Bliski trafienia do siatki był Ļeščovs, ale strzał Łotysza zatrzymał się na słupku.

Comarch Cracovia – Zagłębie Sosnowiec 8:1 (5:1, 3:0, 0:0)
1:0 – David Goodwin – Darcy Murphy, Martin Dudaš (2:25)
2:0 – Erik Němec – Jiří Gula, Taavi Tiala (3:39)
3:0 – David Goodwin – Martin Dudaš, Damian Kapica (4:48)
3:1 – Jewgienij Nikiforow – Rusłan Baszyrow, Andrej Dubinin (13:00)
4:1 – Darcy Murphy – Damian Kapica, Aleš Ježek (16:46)
5:1 – Taylor Doherty – David Goodwin, Damian Kapica (19:29, 5/4)
6:1 – Aleš Ježek – Richard Nejezchleb, Luke Ferrara (21:19)
7:1 – Michal Gutwald – Martin Dudaš, Erik Němec (34:21)
8:1 – Tomáš Franek (38:45)

Comarch Cracovia: Kowalówka – Doherty, Ježek; Ferrara, Welsh, Nejezchleb – Dudaš, Gutwald; Murphy, Goodwin, Kapica – Gula, Šaur; Tiala, Němec, Franek – Gosztyła; Widmar, Drzewiecki, Kamiński
Trener: Rudolf Roháček

Zagłębie Sosnowiec: Ramanauskas (od 20:01 Czernik) – Khoperia, Rodionow; Nikiforow, Dubinin, Baszyrow – Syrojeżkin, Naróg; Smal, Rutkowski, Rybczik – Ļeščovs, Luszniak; Sikora, Kozłowski, Blanik – Domogała, Gniewek; Piotrowski, Kulas, Stojek
Trener: Grzegorz Klich

MVP: Damian Kapica.

NOKAUT NA JASTORZE

Anonsując spotkanie JKH GKS Jastrzębie z Unią Oświęcim liczyliśmy na co najmniej tak zacięte spotkanie, jak miało to miejsce w październiku. Co prawda powtórka 18 bramek wydawałaby się nierealna, mieliśmy jednak nadzieję na podobną zażartość po obydwu stronach tafli.

Mocne rozpoczęcie było dziełem Zackary’ego Phillipsa, którego w ostatnich tygodniach ciężko byłoby zaliczyć do liderów zespołu, sam trener także zapewne wymagał od niego lepszej gry. Kiedy krążek znalazł się na łopatce jego kija tuż pod samą bramką, doskonale wiedział co z nim zrobić i jak zapakować go do bramki strzeżonej przez Clarke’a Saundersa. Było to jedyne trafienie w tej tercji, choć należy zaznaczyć, że groźniej zaprezentowali się oświęcimianie.

Cóż z tego, skoro tuż po rozpoczęciu drugiej odsłony wynik podwyższył Jan Sołtys, który otrzymał świetne podanie od włączającego się do ataku Mārisa Jassa. Taki obrót spraw ewidentnie podłamał ekipę przyjezdną, bowiem wszystkie schematy, którymi wcześniej błyszczeli biało-niebiescy, legły niczym domek z kart. Gwoździem do trumny okazała się być bramka Kamila Wałęgi.

Trzecia tercja nie przyniosła niespodzianki i także rozpoczęła się od szybkiego trafienia jastrzębian. Jass strzałem na krótszy słupek zaskoczył kompletnie Saundersa i tylko sobie znanym sposobem zmieścił krążek w siatce. Wtedy też stało się pewne, że trzy punkty nie opuszczą Jastora.

JKH GKS Jastrzębie – Re-Plast Unia Oświęcim 4:0 (1:0, 2:0, 1:0)
1:0 – Zackary Phillips – Māris Jass, Martin Kasperlík (01:14),
2:0 – Jan Sołtys – Māris Jass (21:59),
3:0 – Kamil Wałęga – Jan Sołtys (38:08),
4:0 – Māris Jass – Dominik Jarosz (42:43).

JKH GKS Jastrzębie: Nechvátal – Bryk, Górny; Paś, Urbanowicz, Hovorka – Ševčenko, Kostek; Kasperlík, Rác, Phillips – Jass, Horzelski; Wałęga, Sołtys, Wróbel – Michałowski, Gimiński; R. Nalewajka, Jarosz, Pelaczyk.
Trener: Róbert Kaláber.

Unia: Saunders – Bartley, Pretnar; McKenzie, Kalan, Brulé – Zat’ko, Bezuška; Sherbatov, Da Costa, Oriechin – Luža, M. Noworyta; Garszyn, Trandin, Koblar – S. Kowalówka, Krzemień, Przygodzki oraz Dudkiewicz.
Trener: Kevin Constantine

MVP: Patrik Nechvátal.

Najnowsze artykuły

Rewolucja! THL wprowadza challenge wideo i to od dziś!

Mikołaj Pachniewski

Jest o co grać! Mistrz Polski wystąpi w CHL

Mikołaj Pachniewski

Pierwszy mecz dla JKH! Dublet Urbanowicza i kropka nad „i” Rajamäkiego

Kacper Tomasz Langowski

Skomentuj