Polacy błysnęli świetnym zaangażowaniem na tle reprezentacji Stanów Zjednoczonych, przez pół godziny utrzymując bezbramkowy remis. Emocji nie brakowało, a biało-czerwoni bynajmniej nie pozostawali bierni w ofensywie. Ostatecznie, mecz zakończył się wynikiem 4:1 dla Amerykanów.
Spotkanie ze Stanami Zjednoczonymi w Ostrawie od roku było zapowiadane jako największy hit dla polskich kibiców. Hokeiści, których na co dzień oglądamy w polskich rozgrywkach, mieli zmierzyć się z najprawdopodobniej najmocniejszą drużyną w całej swojej karierze – naszpikowanymi gwiazdami NHL Amerykanami.
Nasz amerykański sen był jeszcze piękniejszy, kiedy raptem po trzech minutach po szybkiej kontrze Patryk Wronka precyzyjnym strzałem pod poprzeczkę umieścił krążek w siatce. Strzał – stadiony świata. Surrealistyczny widok wyniku 1:0 na tablicy świetlnej był zapewne wart każdej złotówki wydanej na bilet. Niestety, został on ucięty przez trenerski challenge Johna Hynesa, a sędziowie po powtórce potwierdzili spalonego.
Solidna gra w obronie była naszym głównym celem na każde ze spotkań tegorocznego czempionatu, ale w pierwszej tercji przeciwko Amerykanom udało nam się zrealizować tę taktykę w stu procentach. Nasi defensorzy nie tylko wyróżniali się ofiarnością, ale też koncentracją i rozwagą. Między słupkami John Murray imponował z kolei swoim najwyższym poziomem.
Tyle o defensywie w pierwszej tercji. Po drugiej stronie tafli także dawaliśmy radę. Aż trzykrotnie graliśmy w przewadze. Co prawda, dalej czekamy na pierwszego gola biało-czerwonych w power-playu, ale nie był to bynajmniej zmarnowany czas. Alex Nedeljkovic, bramkarz Detroit Red Wings, był w nich kilkukrotnie angażowany do wzmożonej aktywności.
Na drugą tercję wyjechaliśmy zdecydowanie bardziej nastawieni na defensywę, a momentami Amerykanie spychali nas do głębokiej obrony. Tam gdzie nie mogli dopomóc polscy obrońcy, tam John Murray bronił jak z nut. Niestety, budowana przez niego skrupulatnie twierdza padła po raz pierwszy w 31. minucie. Podopieczni Johna Hynesa ruszyli z kontrą, a Brady Tkachuk wystawił krążek Michealowi Kesselringowi. Ten wypalił bez zastanowienia i zdobył pierwsze trafienie dla USA.
Nie podcięło to jednak skrzydeł polskim hokeistom, którzy wciąż starali się szukać swych szans. Niestety, w kluczowych momentach brakowało czy to lepszego przyjęcia, kontroli krążka, czy ostatniego podania. W końcówce drugiej odsłony Brady Tkachuk ponownie zaznaczył swoją obecność. Po podanie Shane’a Pinto, wylądował w siatce Murraya wraz z krążkiem. Po raz drugi w tym meczu sędziowie zarządzili wideoweryfikację i ponownie z jej rozstrzygnięcia nie mogli być zadowoleni Polacy. Uznali bowiem, iż to trafienie zostało zdobyte zgodnie z przepisami, toteż nasi hokeiści schodzili do szatni z dwubramkową stratą.
Po powrocie na trzecią tercję nie byliśmy już w stanie tak długo obronić dostępu do naszej bramki. Po 71 sekundach Brady Tkachuk ponownie rozpracował naszą defensywę, a podanie na gola zamienił Cole Caufield. W 47. minucie udało się z kolei dokonać czegoś, co nam się należało: po akcji Wronki Grzegorz Pasiut po raz pierwszy umieścił krążek w siatce Nedeljkovica. Niestety, niespełna trzy minuty później na raty kolejne trafienie dołożył Caufield.
Polska – Stany Zjednoczone 1:4 (0:0, 0:2, 1:2)
0:1 – Michael Kesselring – Brady Tkachuk (30:11),
0:2 – Brady Tkachuk – Shane Pinto (39:17),
0:3 – Cole Caufield – Brady Tkachuk (41:11),
1:3 – Grzegorz Pasiut – Patryk Wronka (46:22),
1:4 – Cole Caufield – Brady Tkachuk, Shane Pinto (49:15).
Polska: Murray – Wanacki, Kolusz; Wronka, Pasiut, Fraszko – Wajda, Kruczek; Urbanowicz, Dziubiński, Michalski – Górny, Dronia; Zygmunt, Paś, Krz. Maciaś – Kostek, Bryk; Łyszczarczyk, Wałęga, Krężołek.
Trener: Róbert Kaláber.
Stany Zjednoczone: Nedeljkovic – Werenski, Jones; Gaudreau, Nelson, Boldy – Sanderson, Hughes; Tkachuk, Pinto, Caufield – Vlasic, Petry; Farabee, Hayes, Zegras – Kesselring, Leonard; Eysimmont, Kunin, Brindley.
Trener: John Hynes.