zklepy.pl
Image default

„Smocze Opowieści”: Gościnni gospodarze

HC Oceláři Trzyniec przełamał serię czterech kolejnych porażek i nieco podreperował swój dorobek punktowy. Póki co, jeszcze jest zbyt wcześnie, żeby ogłosić koniec kryzysu. Do tego doszły słodko-gorzkie polskie akcenty oraz czas, którego tak bardzo potrzebował Zdeněk Moták żeby przeorganizować szyki i ułożyć raz jeszcze trybiki swojej „stalowej” machiny.

Trzyniec w końcu zapisał na swoim koncie „zieloną” serie dwóch kolejnych zwycięstw pokonując kolejno Kometę Brno (2:4) oraz Rytri Kladno (1:2) na wyjeździe. Kiedy wszyscy oczekiwali również powrotu na zwycięskie tory w Werk Arenie maszyna zacięła się i Oceláři przegrało u siebie po dogrywce (3:4) z Libercem pomimo tego, że miało wszystko atuty po swojej stronie i było zespołem zdecydowaniem lepszym. Kolejny raz zawarzyła dezorganizacja i proste błędy w obronie. Co ciekawe, w obecnym sezonie Trzyniec za każdym razem punktuje w meczach wyjazdowych (7 na 9 możliwych) za to u siebie jest bezradny i poza zespołem z Karlowych War (które rozegrały tylko jedno domowe spotkanie) jako jedyny nie zaznał jeszcze smaku zwycięstwa pomimo tego, że aż czterokrotnie był faworytem tych spotkań i zdobył jedynie 1 z 12 możliwych punktów. To jest dopiero prawdziwa gościnność w domu jak i w delegacji!

Co gorsza zdaje się, że atmosfera „braku sukcesu” udziela się również kibicom, którzy przyzwyczaili się do wysokich standardów w ostatnich latach. Generalnie spekulacji odnośnie nie najwyższej frekwencji jest wiele – pokłosie pandemii, ceny biletów, kiepska forma zespołu – to wszystko powoduje, że Werk Arenie obecnie wypełnia się średnio w 70%, a biletów do kupienia na kolejne mecze nie brakuje. Wiadomo, że to trochę „sztuczny problem”, bo wiele klubów wzięłoby taki procent w ciemno (Oceláři jest 7 pod względem wypełnienia % hali), ale kibice śledzący ten zespół od dłuższego czasu pamiętają, że bilety były raczej towarem deficytowym nawet na niektóre mecze w rundzie zasadniczej, a obecnie ich dostępność jest na poziomie 700 sztuk na każde spotkanie.

Jak więc wygląda obecnie tabela i co czeka nas w najbliższym czasie?

Trzyniec nie musi jechać do Hradca Králové ze względu na przełożony mecz i czeka go seria spotkań domowych, które pewnie wywołują już zimne poty u kibiców. Niemniej, każda seria kiedyś się kończy i trudno wyobrazić sobie bardziej przyjazny zestaw spotkań niż ten, który przynosi kalendarz. Litvínov i Pilzno będą przystawką, przed pierwszą powtórką zeszłorocznego finału ze stołeczną Spartą. Wiadomo, że nikt na lodzie się nie położy, ale zawsze lepiej grać z zespołami w kryzysie niż z tymi rozpędzonymi.

Po drodze mamy jeszcze jeden „eksperymentalny” mecz w ramach Ligi Mistrzów z HC Davos, gdzie Oceláři postara się udowodnić, że stać ich na dużo lepszy hokej niż ten który zaprezentowali dzisiaj. Kolejny raz drużyna prawdopodobnie zakończy sezon na fazie zasadniczej po ostatniej porażce 4:0 w Szwajcarii. Trzyniec zaprezentował nam kolejny raz „szwajcarski ser” w obronie, a po stronie ataku zapisał jedynie 9 strzałów. Trudno myśleć przy takich liczbach o wygraniu spotkania.

Jak zawsze na sam koniec rzućmy okiem na poczynania naszego polskiego duetu. Aron Chmielewski zapisał na swoim koncie zwycięską bramkę (w meczu z Kladnem) i jego obecny bilans to 1G+1A. Zdaje się, że jego pozycja u nowego trenera została już ugruntowana i oboje wiedzą czego mogą od siebie oczekiwać. Na drugim biegunie znalazł się Alan Łyszczarczyk, który coraz częściej pojawia się w swoim klubie z poprzedniego sezonu (Frydek-Mistek, który gra ligę niżej) w poszukiwaniu rytmu meczowego, bo póki co gra bardzo niewiele lub nie jest desygnowany do gry. To może zmienić się jednak po ostatnim spotkaniu ze Slavią Praga, gdzie „Łyżka” zanotował cztery gole.

Najnowsze artykuły

Mistrzowie Polski wygrali w Cortinie mimo porażki z Herning Blue Fox

Mikołaj Pachniewski

GKS Katowice z pierwszym zwycięstwem. Cztery gole Pasiuta

Mikołaj Pachniewski

MŚ Elity: Kanada triumfuje! Łotysze z historycznym medalem

Mateusz Pawlik

Skomentuj