Przerwa świąteczna w NHL rozpoczęła się wraz z końcową syreną w Anaheim. Wszystkie drużyny rozegrały co najmniej 32 spotkania, zapraszamy więc na krótkie podsumowanie dotychczasowych wyników oraz układów tabel poszczególnych dywizji.
Konferencja Zachodnia
Pacific Division
Sytuacja w Pacific Division jest dość dziwna – zespoły, które powinny nadawać ton wydarzeniom znajdują się w środku tabeli. Mamy tu jedną wielką niespodziankę, a także głównego faworyta w wyścigu po rewelacyjnego nastolatka z Kanady – Connora Bedarda, który ma zostać numerem 1 w przyszłorocznym drafcie. Ale po kolei.
Vegas Golden Knight (49 pkt.), których poprzedni sezon był najgorszy w ich krótkiej historii (po raz pierwszy nie zakwalifikowali się do fazy play-off), teraz zdecydowanie przewodzą stawce. Ich wyniki nie mogą być uznane za niespodziankę, wszak do gry po kontuzji wrócili wszyscy najważniejsi zawodnicy. Co prawda, Jack Eichel jest kontuzjowany i nie gra od dwóch tygodni, jednak na szczęście dla niego, jak i dla fanów nie jest to uraz karku, który doskwierał mu w poprzednich rozgrywkach. Alex Pietrangelo po problemach zdrowotnych dziecka wrócił już do gry, a jedynym niezdolnym do gry obrońcą pozostaje Zach Whitecloud. Grudniowy bilans „Złotych Rycerzy” to 7-5, a ich pierwszym meczem po świętach będzie spotkanie na szczycie w Pacific Division przeciwko Los Angeles Kings.
Los Angeles Kings (44 pkt.) kontynuują dobrą grę z poprzedniego sezonu i zajmują obecnie drugą pozycję w tabeli, tracąc do prowadzących Vegas pięć punktów. Dowodzeni przez grupę weteranów w osobach Anžego Kopitara, Jonathana Quicka czy też Drew Doughty’ego nic nie robią sobie z przedsezonowych prognostyk i pewnie zmierzają do play-offów. Już w poprzednim sezonie pokazali, że mimo kłopotów kadrowych są w stanie namieszać i napsuć sporo krwi faworytom, a póki co kontuzje ich omijają. Co prawda, zdarzają im się jeszcze wpadki: przegrana z Columbus Blue Jackets czy też pogrom 0:6 z rąk Buffalo Sabres nie przystoi drużynie chcącej namieszać w play-offach, ale też nie można zapominać, że Kings są w dalszym ciągu w fazie przebudowy.
Seattle Kraken (40 pkt.) to na obecną chwilę największa niespodzianka w Pacific Division. Zespół, który rozgrywa dopiero swój drugi sezon w NHL, skazywany na porażkę nic sobie nie robi z wszelkich przeciwności i z bilansem 18-10-4 zajmuje trzecie miejsce w tabeli. W deszczowym mieście wszyscy wiązali ogromne nadzieje z wybranym z numerem 4. w drafcie Shane’em Wrightem, jednak jak na razie nie może przebić się do pierwszego składu. Rozegrał on do tej pory zaledwie 8 spotkań, ale reszta jego kolegów robi rewelacyjną robotę. Wszystko wskazuje na to, iż w uznaniu świetnej postawy Seattle Kraken zostanie nagrodzony występem w Winter Classic 2024, a przeciwnikiem mają być Vegas Golden Knights.
Calgary Flames (39 pkt.) mimo świetnego początku mocno rozczarowują swoich fanów. Stawiani przez niemal wszystkich jako główni faworyci do zdobycia Pucharu Stanleya, w dalszym ciągu nie mogą odnaleźć formy z poprzedniego sezonu. Co prawda, skład się znacząco zmienił: odejście Johnny’ego Gaudreau czy też Matthew Tkachuka mocno osłabiło pierwszą linię, której w dalszym ciągu nie potrafi załatać Jonathan Huberdeau, jednak trzon pozostał właściwie bez zmian. Nadzieja kibiców pozostaje w tym, że wszystkie drużyny dowodzone przez Darryla Suttera mają wolny start rozgrywek.
Edmonton Oilers (38 pkt.), podobnie jak ich sąsiedzi zza miedzy, mocno rozczarowują swoich kibiców. Drużyna mająca w swoim składzie dwóch najlepszych hokeistów na świecie nie potrafi wznieść się na wyżyny oczekiwań. Dopiero piąta pozycja w tabeli przed przerwą świąteczną nikogo nie zadowala oraz sprawia, że po raz kolejny wszyscy zastanawiają się, kiedy Connor McDavid podda się i poprosi władze Oilers o transfer. Jedno jest pewne. Przerwa świąteczna w Edmonton będzie bardzo gorąca.
Vancouver Canucks (33 pkt.) w niczym nie przypominają drużyny, która w poprzednim sezonie odpadła z wyścigu o play-offy na ostatniej prostej. Pomimo zachowania wszystkich gwiazd, gra Canucks jest –delikatnie mówiąc– słaba i mając w składzie takich zawodników jak J.T. Miller, Elias Pettersson, Brock Boeser, Bo Horvat czy też Quinn Hughes coraz głośniej mówi się o przebudowie kadry. Jeżeli w każdej plotce jest ziarno prawdy, to jako pierwszy Vancouver opuści Boeser.
San Jose Sharks (28 pkt.) po raz kolejny mocno zawodzą swoich kibiców. Na dobrą sprawę, ich pozycja w tabeli nie dziwi nikogo – drużyna w dalszym ciągu płaci za beznadziejną politykę płacową sprzed kilku lat, gdy władze klubu postawiły wszystko na jedną kartę i ruszyły po Puchar Stanleya. Już teraz jednak przegrali. Brak możliwości sprowadzenia dobrych, młodych zawodników oraz wytransferowania weteranów z olbrzymimi kontraktami sprawia, że w ciągu następnych co najmniej pięciu lat będziemy oglądali beznadziejny hokej w wykonaniu „Rekinów”. Co prawda, dobre liczby notuje najlepiej opłacany zawodnik w kadrze – Erik Karlsson który w 35 spotkaniach zdobył aż 46 punktów, co jak na obrońcę jest wynikiem rewelacyjnym, jednak jego gra w obronie to już całkiem inna bajka. Aż 129 bramek straconych to drugi najgorszy wynik w całej lidze.
Anaheim Ducks (22 pkt.) rozgrywają chyba najgorszy sezon w historii. Na 9 dotychczasowych wygranych tylko 3 przyszły w regulaminowym czasie gry. 83 zdobyte bramki to obok Nashville Predators (82) oraz Chicago Blackhawks (75) najgorszy wynik w lidze. Mimo posiadania w składzie kilku młodych, naprawdę dobrych zawodników jak Trevor Zegras, Mason McTavish czy Troy Terry, to przed nimi w dalszym ciągu daleka droga do powrotu na szczyt. Obecny sezon już teraz wydaje się całkowicie stracony, a jedynym celem prawdopodobnie zostanie „wywalczenie” miano najgorszej drużyny w lidze, co pozwoli na uzyskanie prawa pierwszego wyboru w przyszłorocznym drafcie.