Reprezentacja Polski w bardzo dobrym stylu rozpoczęła zmagania na Mistrzostwach Świata Elity. Polacy nie przestraszyli się trzeciej najlepszej ekipy świata. Z reprezentacją Łotwy przegrali 4:5 po dogrywce, ale po pięknej walce. Mało zabrakło, a podopieczni Roberta Kalabera zgarnęliby dwa punkty, ale krążek po strzale Dominika Pasia zatrzymał się na poprzeczce.
Pierwsze minuty tego spotkania wbrew przedmeczowym zapowiedziom były bardzo wyrównane. Polacy nie ustawili autobusu przed bramką Johna Murraya, a wręcz przeciwnie, próbowali atakować rywali. Mecz toczył się od bramki do bramki. W 16. minucie gry, w końcu Krzysztof Maciaś zdecydował się wystrzelić krążek w stronę bramki, guma odbiła się od nogi jednego z obrońców i wpadła między parkany Elvisa Merzļikinsa – bramkarza Columbus Blue Jackets.
Polacy dotrwali z korzystnym wynikiem do przerwy. Jednak zaraz po wznowieniu gry, Roberts Mamčics wykorzystał fakt iż John Murray jest przesunięty i zmieścił krążek tuż przy słupku. Podopieczni Roberta Kalabera jednak nie poddawali się, nadal szukali kolejnych okazji. W 29. minucie gry, Kamil Wałęga oddał strzał, bramkarz rywali odbił krążek przed siebie, ale mimo wszystko ten znalazł się w bramce po niefortunnej interwencji obrońcy.
Trzecia tercja najbardziej obrodziła w gole. W 43. minucie nasi reprezentanci popełnili błąd. Stracili bowiem krążek w tercji rywala podczas gry w przewadze. Łotysze skrzętnie to wykorzystali. Akcję zwieńczył Rodrigo Ābols. Nadal jednak był remis i losy meczu nadal pozostawały nierozstrzygnięte. Dlatego też w 48. minucie Polacy znów objęli prowadzenie! Krystian Dziubiński wrzucił krążek na bramkę, Elvis Merzļikins odbił gumę wprost pod nogi Krzysztofa Maciasia, który nie zmarnował swojej szansy.
Następnie czekały nas dwa szybkie ciosy. W 53. minucie pod bramką Johna Murraya stworzyło się zamieszanie, a gumę do bramki wepchnął Kaspars Daugaviņš. Sędziowie pierwotnie dopatrzyli się jednak spalonego w polu bramkowym, jednak po challengu sztabu rywali, gol został uznany. Podopieczni Harijsa Vītoliņša poszli za ciosem dwie minuty później. Rihards Bukarts wymanewrował i naszych obrońców i Johna Murraya i dał swojej drużynie pierwsze prowadzenie w tym spotkaniu. Wydawało się, że Polacy już nie odpowiedzą, wtedy do akcji wkroczył Mateusz Bryk. Wrzucił on gumę w kierunku bramki, a tuż przed bramkarzem tor lotu zmienił Krystian Dziubiński i tym samym znów udało się nam wyrównać.
W dogrywce byliśmy bardzo blisko zwycięstwa. Dominik Paś w 64. minucie obił spojenie słupka z poprzeczką. To szybko się zemściło. Rodrigo Ābols dograł przed bramkę do Kasparsa Daugaviņša, a ten nie dał szans Johnemu Murrayowi. Za sam mecz naszym reprezentantom należą się jednak ogromne brawa!
Jutro o 20:20 Polacy zmierzą się ze Szwedami. Transmisja na Polsat Sport.
Polska – Łotwa 4:5d. (1:0, 1:1, 2:3, 0:1)
1:0 – Krzysztof Maciaś – Mateusz Michalski (15:29),
1:1 – Roberts Mamčics – Raivis Ansons (22:18),
2:1 – Kamil Wałęga – Maciej Urbanowicz, Paweł Dronia (28:15),
2:2 – Rodrigo Ābols – Kaspars Daugaviņš (42:32, 4/5),
3:2 – Krzysztof Maciaś – Krystian Dziubiński (47:56),
3:3 – Kaspars Daugaviņš – Kristaps Zīle (52:25),
3:4 – Rihards Bukarts – Roberts Bukarts, Oskars Batņa (54:54),
4:4 – Krystian Dziubiński – Mateusz Bryk (56:24),
4:5 – Kaspars Daugaviņš – Rodrigo Ābols (63:29).
Strzały: 22-37.
Widzów: 9109.
Polska: Murray – Ciura, Kolusz; Wronka, Pasiut, Zygmunt – Wajda, Kruczek; Michalski, Maciaś, Dziubiński – Górny, Bryk; Fraszko, Paś, Łyszczarczyk – Kostek, Dronia; Komorski, Wałęga, Urbanowicz.
Trener: Róbert Kaláber
Łotwa: Merzļikins – Jaks, Zīle; Daugaviņš, Dzierkals, Ābols – Čukste, Freibergs; Bukarts, Bukarts, Batņa – Komuls, Mamčics; Krastenbergs, Ansons, Indrašis – Cibuļskis; Tralmaks, Gavars, Egle.
Trener: Harijs Vītoliņš