Po chwilowej nieobecności wracamy ze znanym i lubianym formatem „Trzech gwiazd”. Kto znalazł w naszych oczach uznanie swymi występami w 36. kolejce?
3. gwiazda: Andrij Denyskin (TAURON Re-Plast Unia Oświęcim) – 2 gole, 3 asysty.
Ukrainiec rozegrał wczoraj świetne zawody. Dwukrotnie wpisał się na listę strzelców i trzy razy popisywał się kluczowym podaniem. Jego drużyna wygrała 9:2 nad Zagłębiem Sosnowiec, z czego wynika że Denyskin brał udział przy większości bramek zdobytych.
Najpierw w 9. minucie podwyższył prowadzenie na 2:0 po ładnej solowej akcji, a gumę umieścił pod poprzeczką. Następnie asystował przy golu Alexandra Szczechury. Rosły napastnik wyłuskał krążek pod bramką i zagrał w kierunku swojego kolegi. Następnie zdobył jeszcze bramkę na 6:1 po ładnej zespołowej akcji. Był to jeden z najlepszych występów ukraińskiego napastnika na polskich taflach.
2. gwiazda: Brandon Magee (GKS Katowice) – 4 gole.
Kanadyjski skrzydłowy w meczu z TAURON Podhalem Nowy Targ miał swoje przysłowiowe „5 minut”. Magee rozegrał perfekcyjne spotkanie, strzelając aż 4 bramki. Choć w drugiej tercji gospodarze zbliżyli się na 2:3, to w trzeciej tercji w odstępie nieco ponad 4 minut, Magee aż trzykrotnie wpisał się na listę strzelców, pokonując Oskara Polaka i gwarantując zwycięstwo swojej ekipie.
Dodajmy, że w 39. minucie po dograniu Grzegorza Pasiuta również trafił do siatki, a występ z czterema golami na koncie nie zdarza się zbyt często. Nie wystarczyło to jednak do zajęcia 1. miejsca w naszym cyklu.
1. gwiazda: Dominik Salama (Marma Ciarko STS Sanok) – 93% skuteczności interwencji, 5 obronionych rzutów karnych.
Nieczęsto zdarza się, byśmy w naszym zestawieniu wyróżniali bramkarzy, którzy pozwolili sobie na utratę trzech goli. Jeszcze rzadziej przyznajemy im pierwsze miejsce. Dominik Salama na to jednak w pełni zasłużył.
Ciężko winić go o stratę którejkolwiek z bramek. To, co wydarzyło się później, w Sanoku będzie wspominane jeszcze przez długi czas. Podopieczni Miiki Elomy odrobili okazałą stratę i zwyciężyli po rzutach karnych. Salama był jedną z twarzy tego szalonego powrotu, utrzymując nienaganną koncentrację w drugiej i trzeciej tercji, a także pięciominutowej dogrywce. Indywidualne najazdy były już klasą samą w sobie: fiński golkiper nie dał się pokonać w żadnej z pięciu prób jastrzębian.