Znajdziesz nas też tutaj:

NHL

Wielkie play-offy czas zacząć! Zapowiedź bojów o Puchar Stanleya

Długi, bo obejmujący ponownie 82 spotkania sezon zasadniczy NHL dobiegł końca. I tak, jak od kilku tygodni było wiadomo – w szczególności na wschodzie – kto się zakwalifikował do fazy play-off, tak dopiero z ostatnią kolejką wyłoniły nam się poszczególne pary pierwszej rundy. Emocji na pewno nie zabraknie, kilka zespołów będzie starało się przełamać swoiste klątwy, a zdobywcy Trofeum Prezydentów – Florida Panthers – będą chcieli kontynuować świetną grę z sezonu zasadniczego w play-offach i po raz pierwszy w historii sięgnąć po Puchar Stanleya.

Toronto Maple Leafs – Tampa Bay Lightning

Rozgrywający najlepszy sezon w swojej historii Toronto Maple Leafs wraz ze swoim superstrzelcem Austonem Matthewsem zrobią wszystko, co w ich mocy, aby po raz pierwszy od 2004 roku przejść pierwszą rundę play-off. Zadanie, jakie ich czeka, jest jednak arcytrudne, gdyż na ich drodze staną triumfatorzy Pucharu Stanleya z dwóch ostatnich sezonów – Tampa Bay Lightning. W sezonie zasadniczym obydwie drużyny spotkały się ze sobą czterokrotnie, wygrywając po dwa spotkania (2:1 oraz 6:2 wygrywali Maple Leafs, natomiast Lightning wygrywała 5:3 oraz 8:1). Co ciekawe, będzie to ich pierwsza batalia w postsezonie, w którym decydującą rolę odgrywają zespoły specjalne. Najlepsza gra w przewadze w całej lidze należy do Maple Leafs (27,3%), z kolei gra w osłabieniu w wykonaniu aktualnych mistrzów NHL plasuje ich na jedenastym miejscu w lidze z wynikiem 80,6%. Obydwa zespoły potrafią także zdobywać bramki grając… bez jednego zawodnika. Maple Leafs mają ich na koncie aż 12, natomiast Lightning 7. Ciężko wróżyć, kto okaże się lepszy. Wygra doświadczenie mistrzów czy też życiowa forma jeszcze młodych, a już klasowych zawodników „Klonowych Liści”? Pierwszy akord tej rywalizacji już w najbliższy poniedziałek.

Edmonton Oilers – Los Angeles Kings

Wydaje się, że dwóch najlepszych hokeistów świata: Connor McDavid oraz Leon Draisaitl, w końcu przełamią klątwę i awansują do drugiej rundy play-off. W pojedynku z Los Angeles Kings zawodnicy Edmonton Oilers są zdecydowanymi faworytami, wszak sama obecność w postsezonie drużyny z Kalifornii jest wielką niespodzianką. Trapieni plagą kontuzji przez większą część sezonu zasadniczego, będący w przebudowie zdobywcy Pucharu Stanleya z 2014 roku mieli na spokojnie ogrywać młodych zawodników, jednak wobec beznadziejnej formy Vegas Golden Knights, świetnie wykorzystali oni swoją szansę i kosztem ekipy ze stolicy hazardu zakwalifikowali się do play-offów. Przed nimi jednak piekielnie trudne zadanie, gdyż do tej pory nikt nie rozpracował, jak skutecznie zatrzymać duet McDavid-Draisaitl. Kluczem do sukcesu wydaje się być weteran kanadyjsko-amerykańskich lodowisk – Jonathan Quick oraz unikanie wszelkich przewinień, które doprowadzą do gry w przewadze „Nafciarzy”. Gra 5 na 4 jest jedną z najgroźniejszych broni w rękawie ekipy Jaya Woodcrofta, którzy w tym aspekcie zajmują trzecie miejsce w lidze z wynikiem 26%. Trochę słabiej wygląda natomiast gra z tyłu w wykonaniu Edmonton Oilers. Mimo świetnej końcówki sezonu w wykonaniu Mike’a Smitha (wygrał wszystkie dziewięć spotkań, które rozegrał po kontuzji), obsada bramki wciąż przysparza ogromnego bólu głowy wszystkim fanom drużyny z północy Alberty. Pierwszy mecz już w poniedziałek w Edmonton.

Carolina Hurricanes – Boston Bruins

Rywalizacja w sezonie zasadniczy pomiędzy obydwoma zespołami zakończył się pewnymi wygranymi ekipy z Raleigh. 3:0, 7:1 oraz 6:0 pokazują, że faworyt do wygrania tej serii jest tylko jeden. Tuż przed zakończeniem sezonu kontuzji doznał jednak bramkarz Hurricanes – Frederik Andersen, który po niezbyt udanym pobycie w Toronto odbudował się i został jedną z największych gwiazd „Canes”. Uraz lewej nogi, którego nabawił się 16 kwietnia w meczu przeciwko Colorado Avalanche okazał się na tyle poważny, że nie wystąpi on w pierwszej rundzie fazy play-off. Wydaje się, że weterani z Bostonu: Brad Marchand, Patrice Bergeron oraz czeska gwiazda David Pastrňák stoją przed ułatwionym zadaniem, jednak mimo wszystko, jest ono niezmiernie trudne do wykonania. Jeżeli nie uda im się złamać Anttiego Raanty już w pierwszym meczu, to będą mogli śmiało rezerwować sobie wcześniejsze urlopy.

Colorado Avalanche – Nashville Predators

Jeden z głównych faworytów do wygrania Pucharu Stanleya w obecnym sezonie – Colorado Avalanche – stanie przed niezwykle trudnym zadaniem już w pierwszej rundzie play-off. Ich przeciwnikiem jest bowiem zespół, który w sezonie regularnym wygrał z nimi aż trzykrotnie – Nashville Predators. W bramce „Predatorów” stał wtedy Juuse Saros, którego z powodu kontuzji może zabraknąć w tej serii. Jeżeli nie uda mu się wyleczyć, to w bramce zastąpi go David Rittich, który nie może pochwalić się udanym sezonem. 88,6% obronionych strzałów oraz 3,57 wpuszczonej bramki na mecz zapowiadają ogromne kłopoty drużyny z Nashville. Niezwykle ofensywnie usposobieni zawodnicy z Denver, wzmocnieni Gabrielem Landeskogiem, który powróci na pierwszy mecz po operacji kolana, powinni bez większych problemów uporać się z pierwszą przeszkodą w drodze po upragniony puchar. I nawet Roman Josi, najlepiej punktujący obrońca w lidze (96) niewiele będzie w stanie zrobić, aby zatrzymać MacKinnona i spółkę. A co jeżeli Juuse Saros wróci na pierwszy mecz? Wtedy będziemy mieli jedną z najlepszych serii w pierwszej rundzie.

Minnesota Wild – St. Louis Blues

Kluczem do sukcesu mistrzów NHL z 2019 roku będzie powstrzymanie pierwszej linii Minnesoty Wild. Kiriłł Kaprizow, Mats Zuccarello oraz Ryan Hartman zdobyli do spółki aż 105 z 305 bramek zainkasowanych przed Wild. Na pewno świetną formę będzie musiał utrzymać Władimir Tarasienko, który po dwóch latach walki z kontuzjami oraz operacjami, w końcu wrócił do dawnej dyspozycji i zanotował 34 trafienia. Snajpera z muzycznego miasta będzie starał się zatrzymać duet bramkarski Marc-André Fleury oraz Cam Talbot, który od momentu przybycia Fleury’ego do Minnesoty rozgrywa niesamowite spotkania. Jeżeli zawodnicy Wild myślą o pierwszym w historii klubu Pucharze Stanleya, będą musieli jak ognia unikać wszelkich kar. „Bluesmani” bowiem mają drugich w całej lidze specjalistów od gry w przewadze (27%). Niesamowicie wyrównana para, o wyniku której decydować będzie tylko i wyłącznie dyspozycja dnia.

Calgary Flames – Dallas Stars

Pod wodzą Darylla Suttera Calgary Flames rozgrywają jeden z najlepszych sezonów w XXI wieku. Prowadzeni przez niego zawodnicy masowo biją własne rekordy życiowe. Dość powiedzieć, że cała pierwsza linia zdobyła co najmniej 40 bramek, a dwóch z jej przedstawicieli: Johnny Gaudreau oraz Matthew Tkachuk – zdobyli ponad 100 punktów. Jacob Markström aż dziewięciokrotnie zachowywał czyste konto, Milan Lucic taranuje wszystkich przeciwników, którzy staną mu na drodze, a obrona dowodzona przez Rasmusa Anderssona potrafi zatrzymać największe gwiazdy drużyn przeciwnych. Problem w tym, że Dallas Stars to ekipa, która ewidentnie nie leży Calgary Flames. Gdy dwa lata temu obydwa zespoły spotkały się w pierwszej rundzie play-off rozgrywanych w bańce w Edmonton, to ekipa z Teksasu po siedmiu meczach okazała się lepsza, mimo iż nikt nie stawiał jej w roli faworytów. Podobnie jest i teraz, jednak dowodzeni przez weterana Joe Pavelskiego „Gwiazdy” niczym się nie przejmują i robią swoje. Najjaśniej błyszczy Jason Robertson, który rozgrywa dopiero drugi sezon w NHL, a już przełamał barierę 40 trafień. Po perturbacjach z obsadą bramki spokój wprowadził Jake Oettinger, a Roope Hintz uzupełnia tegoroczny kalejdoskop w Dallas. Kluczem do awansu Calgary Flames będzie całkowite wyłączenie pierwszej linii Stars, natomiast „Gwiazdy”, jeżeli myślą o awansie, to muszą wykorzystać do maksimum grę w przewadze.

Florida Panthers Washington Capitals

Florida Panthers rozgrywa swój najlepszy sezon w historii, sięgając po raz pierwszy po Trofeum Prezydentów, przyznawanego najlepszej drużynie sezonu zasadniczego. Są oni także uznawani za jednego z głównych faworytów do wygrania Pucharu Stanleya, a ich szyki już w pierwszej rundzie fazy play-off będą chcieli pokrzyżować zdobywcy owego pucharu z 2018 roku – Washington Capitals. Zadanie może okazać się niezwykle trudne, gdyż w dalszym ciągu nie wiadomo czy w pełni sprawny będzie supersnajper Capitals – Aleksandr Owieczkin, który w wyniku zderzenia z bandą doznał kontuzji barku. Siła ofensywna „Panter” wydaje się jednak dużo mocniejsza od Capitals, nawet z Owieczkinem w składzie. Aleksander Barkov trafiał do siatki rywali 39 razy, Sam Reinhart 33, Anthony Duclair 31, Jonathan Huberdeau 30 a Sam Bennett 28. Niezależnie od tego, na kogo w bramce postawi trener Capitals – Peter Laviolette – będzie on musiał wspiąć się na wyżyny swoich umiejętności.

New York Rangers Pittsburgh Penguins

Wydaje się, że obsada bramki Rangers po odejściu Henrika Lundqvista została w końcu zabezpieczona na kilka ładnych lat. Igor Szestiorkin najprawdopodobniej wygra Trofeum Veziny, przyznawanego dla najlepszego bramkarza w NHL, a swoimi interwencjami w obecnym sezonie zasłużył sobie wielokrotnie na owacje na stojąco oraz skandowanie swojego imienia przez wszystkich fanów oglądających domowe spotkania Rangersów. Dołączmy do tego zdobywcę – 52 bramek Chrisa Kreidera oraz Artiemija Panarina, który zanotował aż 96 punktów, a także Adama Foxa, najlepszego obrońcę poprzedniego sezonu, a wartych wspomnienia jest jeszcze kilku innych zawodników. W połączeniu z kłopotami „Pingwinów” w bramce (Tristan Jarry jest kontuzjowany) faworyt wydaje się jeden. Coraz bardziej starzejące się gwiazdy z Pittsburgh nie powinny stanowić większego problemu głodnym sukcesów Rangersom.

Kliknij, by skomentować

Leave a Reply

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *


fit&gym


betclic



Ostatnie artykuły