Siedmiomeczowa seria zwycięstw „The Habs” minionej nocy została zakończona przez Vegas Golden Knights. Hokeiści z Paradise odnieśli pewne zwycięstwo, pokonując rywali 4:1.
Na rozpoczęcie serii klasycznie przypomnijmy drogę pokonaną przez obydwa zespoły. Montreal Canadiens w pierwszej rundzie dokonali imponującego powrotu, zamykając drogę do Pucharu Stanleya Toronto Maple Leafs, natomiast w kolejnej serii „zmietli” w czterech spotkaniach Winnipeg Jets. Z kolei Vegas Golden Knights mają za sobą wyczerpujące, acz zwycięskie serie z Minnesota Wild i Colorado Avalanche.
„Złoci Rycerze” objęli prowadzenie już w pierwszej tercji, choć do momentu padnięcia pierwszej bramki groźniejsze sytuacje wykreowała sobie ostatnia na placu boju ekipa z Kanady. Otwierające trafienie było efektem szybko rozegranej akcji po wygraniu wznowienia w tercji ofensywnej. Shea Theodore bez zbędnego namysłu przymierzył z dystansu, co zaowocowało golem.
Carey Price nie miał również wiele do powiedzenia przy trafieniu Aleca Martineza. 33-letni defensor otrzymał świetne, otwierające drogę do bramki podanie od Theodore’a i nie pozostało mu nic innego, jak tylko ulokować krążek w niemalże niestrzeżonej siatce. „The Habs” zdołali złapać jeszcze kontakt za sprawą rozgrywającego swój pierwszy sezon Cole’a Caufielda, który skutecznie dobił strzał Tylera Toffoliego, rehabilitując się za zmarnowaną okazję sprzed kilku chwil. Wykorzystana przewaga Canadiens poszła jednak na marne, bowiem już kilkadziesiąt sekund później dwubramkowe prowadzenie Vegas przywrócił Mattias Janmark. Krążek wrzucony przez Alexa Tucha utonął w gąszczu, jaki zapanował przed bramką Price’a, lecz szwedzki napastnik zachował przytomność umysłu i zdołał skierować go do celu.
Trafienie Janmarka śmiało można traktować jako kluczowy moment tego spotkania, który dodał sporo komfortu Golden Knights. Ich zwycięstwo zostało przypieczętowane przez Nicka Holdena, który skorzystał z podania Reilly’ego Smitha.
Kamień węgielny pod zwycięstwo Vegas Golden Knights położyli obrońcy gospodarzy. Nie tylko skutecznie pomagali Marcowi-André Fleury’emu, lecz zdobyli aż trzy spośród czterech bramek drużyny (oraz wywalczyli sześć spośród dwunastu punktów w klasyfikacji kanadyjskiej zespołu). Do tej pory jedynym meczem w trzeciej rundzie boju o Puchar Stanleya, w którym trzech defensorów wpisało się na listę strzelców, było piąte starcie Pittsburgh Penguins z Boston Bruins w 1991 roku. Dla „Pingwinów” bramki strzelili wówczas obrońcy Larry Murphy, Paul Stanton i Ulf Samuelsson. Co ciekawe, defensorzy Vegas Golden Knights mają indywidualnie najlepsze liczby, jeżeli chodzi o gole, asysty i punkty spośród wszystkich drużyn w tegorocznych play-offach.
Na osobną wzmiankę zasługuje trafienie Theodore’a. Oznaczało ono, iż Montreal Canadiens przegrywali po raz pierwszy od 447 minut i 8 sekund. Jest to drugi najlepszy wynik w historii play-offów NHL. Co ciekawe, pierwsze miejsce również należy do „The Habs” (488 minut i 38 sekund). Osiągnęli go w sezonie 1959/1960.
Kolejne starcie już 17 czerwca o godzinie 3.00 czasu polskiego. Jutro o 2.00 kolejny mecz w serii Tampa Bay Lightning – New York Islanders.
Vegas Golden Knights – Montreal Canadiens 4:1 (1:0, 2:1, 1:0)
1:0 – Shea Theodore – Brayden McNabb, Chandler Stephenson (9:15),
2:0 – Alec Martinez – Shea Theodore, Reilly Smith (22:18),
2:1 – Cole Caufield – Tyler Toffoli, Corey Perry (32:05, 5/4),
3:1 – Mattias Janmark – Alex Tuch, Zach Whitecloud (32:58),
4:1 – Nick Holden – Reilly Smith, William Karlsson (50:06).
Stan rywalizacji: 1:0 dla Vegas Golden Knights.