zklepy.pl

Zygmut: Czuję smutek i rozczarowanie

– Nie tak wyobrażaliśmy sobie koniec tego sezonu. Marzyłem o tym, by unieść nad głową mistrzowski puchar, bo mieliśmy zespół z ogromnym potencjałem, a wszystko kończy się jeszcze przed rozpoczęciem ćwierćfinałów – mówi Paweł Zygmunt, napastnik HC Verva Litvínov i reprezentacji Polski. We wtorkowy wieczór jego klub odpadł z fazy pucharowej mistrzostw Republiki Czeskiej.

Marcin Mońka: Pamiętam nasze spotkanie na początku października; mówiłeś wówczas, że w tym sezonie zespół HC Verva Litvínov chce powalczyć o najwyższe cele, i przynajmniej powtórzyć wynik z zeszłego roku, gdy awansowaliście do półfinału ligi. Tymczasem żegnacie się z rozgrywkami jeszcze przed ćwierćfinałami. Co czujesz po przegranym meczu 1/8 finału z Trzyńcem?

Paweł Zygmunt: – Czuję przede wszystkim smutek. Nie chcieliśmy trafić do „przedkola”, tylko wcześniej zagwarantować sobie udział w ćwierćfinale. I wszystko dobrze się układało, początek sezonu mieliśmy udany, a po nowym roku byliśmy nawet liderem ekstraligi. Dlatego teraz nie opuszcza mnie złość, że roztrwoniliśmy przewagę nad zespołami, które były za nami w ligowej tabeli. Gdy rozstrzygnięcia na koniec rundy zasadniczej sprawiły, że będziemy grać z Trzyńcem, czuliśmy że nie wszystko stracone i wiele się może zdarzyć, bo rywal od początku sezonu borykał się ze swoimi problemami. Udało się nam wygrać pierwszy mecz ze śląskim klubem w „przedkole”, potem jednak rywale pokonali nas trzy razy i mamy już po sezonie.

Mecze Trzyńca z Litvínovem były bardzo emocjonujące. Co Twoim zdanie zdecydowało o tym, że to Stalownicy awansowali dalej?

– Wpłynęły na to różne czynniki, były z naszej strony głupie błędy, kompletnie niepotrzebne faule i kary. Myślę, że w tej konfrontacji zdecydowało przede wszystkim większe doświadczenie naszych rywali, pamiętajmy, że od pięciu sezonów to drużyna, która nie znalazła pogromców w fazie play-off. 

Co jednak stało się z Twoją drużyną w czasie sezonu zasadniczego? Wprawdzie mieliście wiele kontuzji w drużynie, ale czy tylko tym można tłumaczyć spadek formy?

– W pewnym momencie przestaliśmy grać to, co graliśmy od początku sezonu, wpadliśmy w kryzys, z którego nie potrafiliśmy się podźwignąć. Liczyliśmy, że pokażemy w tym trudnym momencie charakter oraz to, że jesteśmy drużyną. Zwłaszcza że wszyscy mieliśmy świadomość, że już więcej w takim składzie nie zagramy i po sezonie część z nas zmieni klub. Niestety nie udało się przełamać impasu, więc późniejsze wyniki i odpadnięcie z rozgrywek to już tylko konsekwencja złej gry z naszej strony. 

Twój sezon też był trochę jak na rollercoasterze, jesienią z gry wykluczyła Cię na dłuższy czas kontuzja, a na koniec sezonu udało Ci się przebić nawet do pierwszej formacji…

– Rzeczywiście, długo nie grałem, potem mozolnie odbudowywałem formę i swoją pozycję w drużynie. Z kolegami, a zwłaszcza z Martinem Havelką i Josefem Jichą, z którym w formacji gram właściwie od 5 lat, mieliśmy konkretne zadania do wykonania w pierwszej formacji, przede wszystkim w forecheckingu liczył na nas szkoleniowiec. Wypełnialiśmy zadania na tyle, na ile mogliśmy, okazało się jednak, że to nie wystarczyło by pokonać Trzyniec.

Teraz już czas na urlop i odpoczynek do hokeja? 

– Na razie nie ma mowy o wakacjach, wiem że dalej muszę mocno pracować, aby być dobrze przygotowany na mistrzostwa świata, bo mam nadzieję, że otrzymam powołanie do kadry narodowej na turniej w Rumunii. Liczyłem bardzo, że z zespołem z Litvínova pogramy w tym sezonie jak najdłużej, aby później w pełnym rytmie mieczowym pojechać na mistrzostwa z reprezentacją. W ogóle marzyłem, aby unieść nad głową mistrzowski puchar i poczuć to, co przez kilka sezonów w Trzyńcu odczuwał Aron Chmielewski, to musi być naprawdę wyjątkowe uczucie. Niestety nie udało się, a mnie trudno się wciąż z tym pogodzić, bo naprawdę widziałem potencjał w naszej drużynie w tym sezonie.

Czyli już uruchomiłeś w głowie tryb mistrzostwa świata. Wracasz jeszcze myślami do zeszłorocznego turnieju elity w Ostrawie? Myślisz, że zdobyte tam doświadczenie procentuje?

– Plan na mistrzostwa świata mieliśmy inny, chcieliśmy się utrzymać w elicie, a tego nam się nie udało dokonać. Oczywiście wyniosłem pewne doświadczenie z tego turnieju, bo graliśmy z naprawdę najlepszymi ekipami na świecie, nie chciałbym jednak, aby była to jednorazowa przygoda, i byłoby super sprawą, gdyby udało nam się w tym roku powrócić do grona najlepszych.. Gra się przecież po to, aby wygrywać. Rywalizując z topowymi zespołami, tak jak w zeszłym roku w Ostrawie, wychodziliśmy na lód z myślą, aby walczyć o zwycięstwo. Na pewno jednak do turnieju w Rumunii musimy podejść z chłodnymi głowami.

Jak wygląda Twoja klubowa przyszłość? Zostajesz na kolejny sezon w Litvínovie?

– Po tym sezonie kończy mi się kontrakt, i zobaczymy jak wszystko się poukłada. Liczę jednak, że wciąż będę mógł grać w mocnej europejskiej lidze, bo po to całymi miesiącami pracuję na treningach. I nie ukrywam, że chciałbym pozostać w  w czeskiej ekstralidze. Uważam ją za jedną z najsilniejszych, przecież to liga obecnych mistrzów świata.

fot. Robert Kania

Najnowsze artykuły

Polski Messi, dziesięć kijów za „Przygo” i pizza po meczu. Druga część wywiadu z Elmem Aittolą

Kacper Tomasz Langowski

Aittola przemówił. Były trener STS-u Sanok przybliżył kulisy odejścia

Kamil Wałęga: W Żylinie czerpię radość z gry

Mikołaj Pachniewski

Skomentuj