Pierwszy mecz reprezentacji Polski na Mistrzostwach Świata dywizji IB obył się bez zbędnych komplikacji. Polacy pewnie zwyciężyli 3:0, a John Murray zachował czyste konto.
Kiedy Polacy po raz ostatni rywalizowali w światowym czempionacie w 2019 roku, nikt nie miał prawa przypuszczać, iż na kolejny występ biało-czerwonych w ramach Mistrzostw Świata przyjdzie nam poczekać aż do 2022 roku. O licznych perturbacjach, przez jakie musiał przebrnąć polski hokej, by powalczyć o powrót na zaplecze Elity można by napisać książkę. To już jednak nie ma znaczenia. Dziś na Stadionie Zimowym w Tychach Polacy rozpoczęli rywalizację z jasno wytyczonym celem.
Naszym pierwszym oponentem była reprezentacja Estonii, dowodzona przez dobrze znanego w naszym kraju Jussiego Tupamäkiego – na co dzień szkoleniowca KH Energi Toruń, który zdecydował się skorzystać z usług swoich klubowych podopiecznych: Roberta Arraka oraz Vadima Vasjonkina. Po pierwszej tercji do szatni w lepszych nastrojach udawali się gospodarze. Wszystko to za sprawą Kamila Wałęgi. Napastnik MHk 32 Liptowski Mikułasz otworzył wynik meczu, posyłając precyzyjny strzał podczas gry w przewadze.
W drugiej tercji nie zabrakło groźnych sytuacji pod obydwiema bramkami. Szczególnie groźny okazał się być zryw Roberta Rooby, który został powstrzymany tuż przed Johnem Murrayem. Estończycy zdołali zdobyć nawet gola, lecz chwilę wcześniej rozbrzmiał gwizdek sędziego oznajmiający spalonego. Koronkową akcją błysnął natomiast pierwszy atak biało-czerwonych. Patryk Wronka fenomenalnie odegrał krążek zza bramki do Pawła Zygmunta, a ten tylko czekał na to dogranie, zapisując drugą bramkę na koncie Polaków.
Trzecia tercja przyniosła trzeciego gola dla „Orłów”. Ten padł łupem Filipa Komorskiego. Należy przyznać, iż popularny „Komora” zdobył go z nietypowej dla siebie pozycji, gdyż pokonał Villema-Henrika Koitmę strzałem tuż sprzed niebieskiej linii.
Polskim defensorom we znaki dał się jeszcze Robert Rooba, który ponownie wypracował sobie sytuację sam na sam z Murrayem. Tym razem nasz reprezentacyjny golkiper musiał uciec się do faulu, by zablokować największą gwiazdę dzisiejszych rywali. Na nasze szczęście, Estończycy nie wykorzystali swej przewagi.
Biało-czerwoni wywiązali się dziś ze swoich obowiązków bez zarzutu. Teraz muszą zebrać siły przed arcyważnym pojedynkiem z Ukrainą. Estończycy zmierzą się z kolei z niemniej groźną reprezentacją Japonii.
Polska – Estonia 3:0 (1:0, 1:0, 1:0)
1:0 – Kamil Wałęga (12:54, 5/4),
2:0 – Paweł Zygmunt – Patryk Wronka, Dominik Paś (29:51),
3:0 – Filip Komorski – Patryk Wajda, Bartłomiej Jeziorski (45:53).
Polska: Murray – Bryk, Ciura; Zygmunt, Paś, Wronka – Górny, Kostek; Łyszczarczyk, Wałęga, Dziubiński – Kruczek, Wajda; Michalski, Komorski, Jeziorski – Jaśkiewicz; Bukowski, Starzyński, Gościński.
Trener: Róbert Kaláber.
Estonia: Koitmaa – Slessarevski, Lahesalu; Kombe, Arrak, Rooba – Kulintsev, Ossipov; Vasjonkin, Sibirtsev, Puzakov – Kerna, Novikov; Hast, Parras, Linde – Rozinko, Kookmaa; Klaus Kaspar Jogi, Appelberg, Kristofer Jogi.
Trener: Jussi Tupamäki.