zklepy.pl
Image default

Sukces mimo przeciwności losu. Analiza mistrzostwa GieKSy

Kiedy GKS Katowice przystępował do fazy play-off w pogoni za drugim tytułem mistrzowskim, spora część środowiska hokejowego wieszczyła im koniec sezonu już na etapie ćwierćfinałów. Ekipa Jacka Płachty nie tylko obroniła mistrzostwo, ale pokazała też niemały hart ducha.

Mistrzowskie honory

Przeszło pół wieku czekali kibice GKS-u Katowice, nim w 2022 roku ponownie mogli zaznać smak hokejowego mistrzostwa. Taki sukces wiązał się rzecz jasna z zaszczytem gry w Champions Hockey League (dodatkowego kolorytu tym rozgrywkom dodawał fakt, że nasz kraj reprezentowała również Comarch Cracovia) i to od udziału w tych rozgrywkach powinniśmy rozpocząć naszą retrospekcję.

Przed własną publicznością (zgromadzoną na lodowisku Jantor, co nie obeszło się bez kontrowersji wśród kibiców) zespół zaprezentował się ze znakomitej strony na tle europejskiej ścisłej czołówki: mecz walki z triumfatorem minionej edycji – Rögle BK (4:5), a także niespodziewane zwycięstwo z przedstawicielami Szwajcarii – ZSC Lions (2:1 po golu Grzegorza Pasiuta w dogrywce). Takie rezultaty nie tylko przyniosły polskiemu hokejowi rozgłos na międzynarodowej arenie, ale też utwierdziły sympatyków GieKSy, że wszystko zmierza w dobrym kierunku.

Start z wysokiego C

Pomimo dwóch wymagających spotkań w nogach, a także przesuniętego rozpoczęcia ligowego sezonu, katowiczanie w pełni sprostali wymaganiom postawionym im w pierwszej rundzie. Zaledwie jedna porażka (potknięcie 1:4 w Sanoku) w pierwszej rundzie nakazywała nam sądzić, iż podobnie jak w sezonie 2021/2022 katowiczanie są w stanie zdominować fazę zasadniczą.

Wejście w drugą rundę rozgrywek nie było już tak gładkie, ale okazały triumf (7:1!) nad bezpośrednim rywalem w walce o najwyższe cele – Comarch Cracovią – przywrócił drużynę z Korfantego na właściwy tor. Po dwóch pierwszych rundach katowiczanie zasłużenie plasowali się w czołówce wraz z TAURON Re-Plast Unią Oświęcim.

Załamanie formy

Sielanka nie trwała jednak długo. Kiedy rok chylił się ku końcowi, w baku GieKSy było coraz mniej paliwa. Efekt? Osiem porażek w ostatnich ligowych pojedynkach w roku, a także osunięcie się w tabeli i zmarnotrawienie ciężko wypracowanego dorobku.

Na tafli nie funkcjonowało absolutnie nic. W tamtym okresie mało kto odważył się nazwać Johna Murraya „Jaśkiem Murarzem”, więcej było za to głosów, by swą szansę otrzymał nieopierzony Maciej Miarka. Pomimo licznych sytuacji, katowicki atak także zapomniał, jak skutecznie zamieniać je na bramki, co znalazło odzwierciedlenie w niskiej liczbie zdobywanych goli.

Podobnie jak u schyłku 2021 roku, katowiczanom ponownie nie poszczęściło się w Pucharze Polski. Przegrany 0:2 derbowy mecz z GKS-em Tychy był chyba najlepszym koncentratem problemów trapiących ówczesną GieKSę. Pokłosiem było pożegnanie z dwoma zagranicznymi zawodnikami: Niko Mikkolą i Christianem Blomqvistem.

Próba charakteru

De facto, mistrzowie Polski nie zdołali ustabilizować formy do zakończenia sezonu zasadniczego. W ostatnich kolejkach GieKSiarze stracili punkty z STS-em Sanok, Zagłębiem Sosnowiec, a porażka z KH Energą Toruń (4:5 pd.) zepchnęła ich ostatecznie na czwarte miejsce, na czym skorzystał GKS Tychy. Oznaczało to konieczność z nabierającym coraz to wyższych obrotów JKH GKS-em Jastrzębie, stawianym w tej rywalizacji przez wielu w roli faworyta.

Katowiczanie wyszli jednak zwycięsko z tej konfrontacji, pieczętując awans w siódmym spotkaniu. Hokeiści ze stolicy województwa śląskiego musieli mierzyć się z okrojoną ze względu na kontuzje kadrą, lecz po przetrwaniu najgorszego okresu rozbili jastrzębian 6:2 w decydującym spotkaniu.

Siedmiu meczów wymagała także półfinałowa rywalizacja z Comarch Cracovią – „dream teamem” spod Wawelu. Była ona nie mniej pasjonująca niż starcia z jastrzębianami. Dość powiedzieć, że w aż czterech meczach do wyłonienia zwycięzcy niezbędna była dogrywka. W ostatecznym pojedynku (4:0) katowiczanie ponownie nie zostawili złudzeń, komu bardziej należał się awans, i to pomimo faktu grania na wyjeździe.

Pokłosie mistrzostwa

W finale w szranki z GieKSą stanął sąsiad zza miedzy – GKS Tychy, który także potrzebował siedmiu spotkań, by pokonać półfinałową przeszkodę – TAURON Re-Plast Unię Oświęcim. Podobnie jak w ubiegłorocznym finale z biało-niebieskimi, katowiczanie nie pozostawili złudzeń, a do sięgnięcia po złoto wystarczyły im cztery spotkania. Tyszanie wydawali się być urządzeni srebrnymi medalami, a ich rywale wręcz przeciwnie – każde kolejne zwycięstwo tylko podkręcało ich apetyt na więcej goli.

Możemy tylko żałować, że włodarze Champions Hockey League zamknęli się na ekipy z Polski, a katowiczanie po ciekawym międzynarodowym epizodzie otrzymają szansę jedynie w Pucharze Kontynentalnym.

Kadra GieKSy wciąż jest w trakcie budowy. Katowiccy włodarze podążają znanym sobie jednak kierunkiem, ponownie patrząc w stronę północy, a także kaperując graczy z Ameryki Północnej (Noah Delmas, Ben Sokay). Jedno jest pewne – trzeci tytuł mistrzowski z rzędu byłby dla katowiczan nie lada wyczynem. W tym sezonie pokazali już jednak, iż niemożliwe dla nich nie istnieje.

Najnowsze artykuły

Jak długo Bytom będzie wracał do gry? Przyglądamy się sytuacji BS Polonii

Redakcja

A więc (znów) „Święta Wojna”. Stawką finał fazy play-off

admin

Głodni tyszanie kontra odrodzone „Szarotki”. Kto awansuje do półfinału?

admin

Skomentuj