Zapraszam na drugą część mojej serii poświęconej zawodnikom, którzy w przeszłości reprezentowali barwy polskich klubów, by w przyszłości wywalczyć sobie miejsce w drużynie ze znacznie mocniejszej ligi.
W poprzednim epizodzie udowodniłem, że występując w naszych rodzimych rozgrywkach można stać się etatowym zawodnikiem reprezentacji biorącej udział w Mistrzostwach Świata Elity (casus Teddy’ego Da Costy), zdobyć miejsce w składzie cenionego ekstraligowca ze swojego rodzinnego miasta (jak Ladislav Havlík), a nawet… powąchać lód w NHL (niesamowita historia Zane’a Kalemby).
Zanim przejdę do dalszej wyliczanki, przypomnę tylko kryteria, jakimi kierowałem się przy doborze zawodników. Dla ułatwienia: ograniczyłem się wyłącznie do obcokrajowców (bowiem uważam, że każdy wyróżniający się Polak powinien szukać szczęścia za granicą) z minionej dekady (lata 2011 – 2020), którzy przyjeżdżali nad Wisłę jako hokeiści anonimowi, by po dobrych występach w naszej lidze zasłużyć sobie na transfer do lepszych rozgrywek. Zaczynajmy!
Marek Kalus
Brat Petra Kalusa, który także miał okazję reprezentować barwy „Pasów”. Starszy z rodzeństwa (niegdyś zanotował kilka spotkań dla Boston Bruins i Minnesota Wild) zakończył już karierę, natomiast Marek w grudniu stanął przed olbrzymią szansą, podpisując w grudniu kontrakt z ostrawskim ekstraligowcem. Nie uprzedzajmy jednak faktów. Marek Kalus pierwsze kroki stawiał w Hawierzowie, by następnie przenieść się do bardziej renomowanej juniorskiej ekipy Trzyńca (znalazł tam nawet uznanie w oczach selekcjonera reprezentacji do lat 17). Obiecującymi występami wywalczył sobie angaż za oceanem w juniorskiej ekipie Spokane Chiefs, biorącej udział w rozgrywkach Western Hockey League. Tam jednak nie zrobił furory, nie udało mu się zdobyć szansy w Drafcie NHL i z podkulonym ogonem powrócił do Europy. Zderzenie z seniorskim hokejem było dla niego brutalne. Najpierw odbił się od słowackiej Dukli Trenczyn, by następnie rozczarować w szwedzkim trzecioligowcu z Västervik. Wtedy też pomocną dłoń wyciągnęła do niego Cracovia. Dobre wrażenie wywarte w jego pierwszym sezonie zaowocowało kontynuacją współpracy w następnej kampanii, a tam wyrósł już na pierwszoplanową postać „Pasów”. Po zakończeniu owocnego w punkty sezonu, zdecydował się na powrót do ojczyzny, wiążąc się ponownie z Hawierzowem. Tam także budował sobie stopniowo pozycję, by po trzech latach przeprowadzić się do Znojma, biorącego wówczas udział w międzynarodowych rozgrywkach EBEL. I to był strzał w dziesiątkę! Grając w jednej z najsilniejszych lig w Europie notował fenomenalne liczby, znajdując się w czołówce klasyfikacji kanadyjskiej. Na jego usługi skusili się Austriacy z Linzu, a tam Czech kontynuował dobre występy. Niestety, zerwanie więzadeł krzyżowych oznaczało dla niego koniec sezonu. Wreszcie w grudniu szansę postanowili mu dać działacze Witkowic i trzeba przyznać, że Kalus na razie nie zawodzi, biorąc pod uwagę jego ostatnie perturbacje.
Kariera w Polsce: Comarch Cracovia (2013 – 2015).
Wybrane kluby za granicą:
2015 – 2018: AZ Hawierzów (WSM liga – 1. liga czeska) – 156 meczów, 41 bramek, 42 asysty.
2018/2019: Orli Znojmo (EBEL) – 55 meczów, 29 bramek, 32 asysty.
2019/2020: EHC Linz (EBEL) – 20 meczów, 9 bramek, 8 asyst.
2020/2021: HC Witkowice (Tipsport Extraliga – ekstraliga czeska) – 14 meczów, 4 bramki, 2 asysty.
Andriej Gawriłow
Bardzo specyficzny przypadek, bowiem Gawriłow miał okazję do debiutu w KHL jeszcze przed przybyciem do Polski. Ale umówmy się, 86,9% skuteczności interwencji odnotowane w Witiaziu Czechow nie zwiększyło raczej jego rynkowych notowań, toteż wkrótce obrał kierunek na Białoruś, by od sezonu 2011/2012 ponownie zacząć wspinaczkę na szczyt, tym razem zaczynając od zaplecza w VHL. Tam ewidentnie brakowało mu stabilizacji. Po niedługiej przygodzie z Mołotem-Prikamje Perm związał się z Jermakiem Angarsk, gdzie zaczął wykręcać fenomenalne liczby. Początek kolejnego nie był już tak kolorowy i ponownie zmienił klubowe barwy, tym razem zobowiązując się do obrony bramki Iżstali Iżewsk. W kolejnym sezonie przez długi czas pozostawał bez klubu, a promyk nadziei błysnął do niego spod Tatr. W styczniu 2014 roku podpisał umowę z Podhalem Nowy Targ. Warto mieć na uwadze, iż był to dopiero pierwszy sezon nowotarżan po powrocie do Polskiej Hokej Ligi, oni sami zaś zajmowali ostatnie miejsce w lidze. Gawriłow z miejsca podniósł znacznie jakość między słupkami, lecz nie zagrzał dłużej miejsca w szatni „Szarotek”. Prawdziwa szansa otworzyła się przed nim w wakacje, kiedy to udał się na testy do występującego w KHL HK Soczi i… wywalczył angaż, notując aż 25 meczów w swym debiutanckim sezonie! W kampanii 2015/2016 nie mógł już niestety liczyć na tak regularną grę, więc od następnych rozgrywek związał się z Saławatem Jułajewem Ufa, gdzie ponownie notował regularne występy w czołowej ekipie Konferencji Wschodniej. Niestety, to był koniec jego pięknej przygody w jednej z najlepszych lig świata. Następnie bronił w Kazachstanie w Torpedo Ust-Kamieniogorsk, by wkrótce związać się z klubem z Estonii. Dziś natomiast przekazuje swoje doświadczenie juniorom Dynama Sankt Petersburg. Na zakończenie, jako ciekawostkę dodam, że zapisał się w historii jako zdobywca nagrody „Stalowe Nerwy”, kiedy reprezentował barwy Saławatu. Nie był to jednak owoc ponadprzeciętnej koncentracji przez cały sezon, bądź też nadzwyczajnego opanowania, lecz jednej sytuacji, która viralowo obiegła Internet. W meczu z Dynamem Moskwa, kiedy jego rywale wyprowadzali dwójkową akcję, on po prostu… odwrócił się tyłem do bramki i zaczął sączyć napój z bidonu. Zagrożenie uzmysłowił sobie dopiero w momencie, kiedy jego rywal tylko sobie znanym sposobem nie zdołał skierować krążka do siatki.
Kariera w Polsce: Podhale Nowy Targ (2014)
Wybrane kluby za granicą:
2014 – 2016: HK Soczi (KHL) – 32 mecze, 90,26% skuteczności, 2,91 GAA.
2016/2017: Saławat Jułajew Ufa (KHL) – 26 meczów, 92,6% skuteczności, 2,07 GAA.
Jakub Ferenc
Przypadek nieco podobny do casusu Ladislava Havlika, ale w moim odczuciu znacznie bardziej imponujący, bowiem Jakub Ferenc przed przyjazdem do Polski był znacznie bardziej anonimowy niż Havlik, a sam osiągnął o wiele więcej na czeskich lodowiskach. Czech urodzony w słowackiej Lewoczy nie wyściubił nosa poza swój macierzysty klub z Przerowa (gdzie szczytem jego możliwości były występy w trzeciej lidze), aż wreszcie w 2013 roku zdecydował się na transfer do Finlandii. Nie podbił tam jednak rozgrywek Mestis, a w następnym sezonie hokejowy los zaprowadził go do Tychów. Tam szybko wyrósł na czołowego defensora, a jego pokaźne warunki fizyczne stały się jego wizytówką. Jeden udany sezon wystarczył, by ponownie znalazł sobie miejsce w swoim umiłowanym Przerowie, który w międzyczasie zanotował awans na zaplecze czeskiej ekstraligi. Kontynuował tam swoje dobre występy, aż dostrzegli go działacze Berani Zlín, którzy włączyli go do swojego składu w sezonie 2016/2017, kiedy walczyli o utrzymanie. Po rozpoczęciu kolejnego sezonu stał się natomiast etatowym obrońcą „Baranów” i dobitnie zaprezentował, że jednym dobrym sezonem w polskiej lidze, można wywalczyć sobie drugą szansę w rodzimych rozgrywkach. Co ciekawe, przy wzroście dwóch metrów jest najwyższym zawodnikiem rozgrywek, a jego pasja do hokeja jest nie mniejsza niż on. W Przerowie, oddalonym o pół godziny drogi od Zlinu, pełni dorywczo funkcję nauczyciela wychowania fizycznego w szkole sportowej.
Kariera w Polsce: GKS Tychy (2014/2015).
Wybrane kluby za granicą:
2015 – 2017: HC Przerów (WSM Liga) – 110 meczów, 10 bramek, 22 asysty.
2017 – ?: Berani Zlín (Tipsport Extraliga) – 181 meczów, 12 bramek, 25 asyst.
2018/2019 – wypożyczenie: HC Przerów (Chance Liga – 1. liga czeska) – 15 meczów, 3 bramki, 2 asysty.
Jordan Pietrus
Przypadek może nie tak imponujący, jak perypetia Zane’a Kalemby czy Samsona Mahboda, stanowi jednak kolejny argument dla zawodników zza oceanu, że Polska to dobre miejsce do rozpoczęcia przygody z europejskim hokejem. Przez lata notował przyzwoite liczby w ECHL, choć sam doskonale wiedział, że AHL leży poza jego zasięgiem. Dlatego też bez wahania przystał na propozycję STS-u Sanok, notującego swój ostatni dotychczas wielki sezon na polskich taflach. Tam stał się niekwestionowanym liderem klasyfikacji kanadyjskiej Polskiej Hokej Ligi, by wkrótce obrać kierunek na Wielką Brytanię, uwielbianą przez kanadyjskich hokeistów. W Zjednoczonym Królestwie również nie zawodził, a po roku zasłużył na wyróżnienie w postaci przydzielenia mu funkcji kapitana zespołu. Po swoim najlepszym sezonie spędzonym w Coventry (aż 63 punkty w 56 grach, spotkał tam również Luke’a Ferrarę, obecnego gracza Cracovii) zdecydował się na ostatni kontrakt w karierze w Danii. W klubie z Vojens nie rzucił swą grą nikogo na kolana, ale mimo wszystko Pietrus może być dumny ze swojego europejskiego epizodu.
Kariera w Polsce: KH Sanok (2014/2015).
Wybrane kluby za granicą:
2015 – 2018: Coventry Blaze (EIHL – ekstraliga brytyjska) – 162 mecze, 61 bramek, 81 asyst.
2018/2019: SønderjyskE Ishockey (Metal Ligaen – ekstraliga duńska) – 50 meczów, 11 bramek, 14 asyst.
Patrik Svitana
Nie po raz pierwszy pozwolę nagiąć sobie lekko nasze zasady, mam jednak ku temu dobre powody. Svitana zawitał do Krakowa jako solidny słowacki grajek, w dodatku po świetnym sezonie spędzonym w Kazachstanie. Wcześniej jednak jego produktywność w Tipsport Lidze nie wykraczała zanadto ponad przyzwoite pół punkty na mecz, a po powrocie z Polski stał się gwiazdą rozgrywek, zasługując nawet na powołanie do kadry! Ale po kolei. Kariera Słowaka z Popradu przebiegała niemalże wzorcowo. Nagroda za rewelacyjne występy w rozgrywkach juniorskich były cenne minuty zbierane na taflach seniorskiej ekstraligi, gdzie debiutował w wieku 18 lat. Miał jednak problem z regularnym punktowaniem, toteż zdecydował się na roczny pobyt w niżej notowanym Kieżmarku, gdzie jego punktowy licznik zaczął się wreszcie rozkręcać. Dopiero po takiej „inicjacji” był gotów, by wziąć na siebie ciężar gry w Popradzie. W sezonie 2012/2013 przeniósł się jednak do Koszyc, by w następnych rozgrywkach przeprowadzić się do kazachskiego Pawłodaru, gdzie także nie zawodził. Wtedy też do działania przystąpiła Cracovia, kontraktując go na rozgrywki 2015/2016. W następnym sezonie musiał jednak przełknąć gorzką pigułkę rozwiązania kontraktu, co było pokłosiem klęski w Pucharze Polski. Była to o tyle dziwna decyzja, że Svitana inkasował niemalże jedno „oczko” co mecz. Ciężko stwierdzić, czy w tym wypadku zadziałała sportowa złość, czy też może Słowaka zbudowały zagraniczne wojaże. Zdecydował się jednak na powrót do swojego rodzinnego Popradu, gdzie wkrótce otrzymał swoje pierwsze powołanie do kadry. Kolejne dwa sezony kończył jako lider klasyfikacji kanadyjskiej, udając się nawet na Mistrzostwa Świata, występując chociażby Tomášem Jurčo czy Andrejem Sekerą. W 2019 roku został mianowany kapitanem zespołu i do dziś piastuje tę funkcję, ponownie notując fantastyczny sezon. Jako ciekawostkę dodam fakt, że równolegle z karierą hokejową spełniał się z sukcesami także w hokejballu, czyli halowej odmianie hokeja. Rozstał się jednak z tą dyscypliną blisko dwa lata temu.
Kariera w Polsce: Comarch Cracovia (2015 – 2016).
Wybrane kluby za granicą:
2017 – ?: HK Poprad (Tipos Extraliga – ekstraliga słowacka) – 230 meczów, 83 bramki, 130 asyst.
Reprezentacja:
2018: Słowacja (Mistrzostwa Świata Elity) – 7 meczów, 0 bramek, 3 asysty.
Sprawdź jak wyglądała część pierwsza! https://www.zklepy.pl/2021/01/03/w-polskiej-lidze-mozna-blysnac-czesc-i/