GKS Katowice kontynuuje zwycięski marsz, tym razem dopisując do swego dorobku trzy punkty wywalczone na terytorium mistrzów Polski – JKH GKS-u Jastrzębie. To starcie ponownie stanowiło popis pierwszej formacji katowiczan, która maczała palce przy dwóch z trzech trafień GieKSy.
Zwycięska seria GieKSy została przedłużona o czwartą wygraną. Zwycięstwo nad mistrzem Polski ma jednak prawo smakować lepiej, wszak poprzednie zostały odniesione nad drużynami, które w zeszłym sezonie uplasowały się w dole tabeli. Emocji nie zabrakło do samego końca, gdy jastrzębianie przez nieco ponad pół minuty mieli na lodzie przewagę trzech zawodników z pola.
– To ciężki teren. Cieszymy się z kolejnych trzech punktów. Cztery mecze na wyjeździe – cztery zwycięstwa. Obyśmy tylko nie chodzili z głową w chmurach i myśleli, że jesteśmy teraz najlepsi na świecie. Musimy dalej robić konsekwentnie to, co robimy. Szkoda tej nerwowej końcówki, którą sami sobie zgotowaliśmy. Najważniejsze jednak, że wracamy z Jastrzębia-Zdroju z trzema punktami – powiedział Patryk Wronka.
Na trybunach, a także w boksie gospodarzy sporo kontrowersji wywołała druga bramka przyjezdnych. Wydawało się, że Patrik Nechvátal zdołał zamrozić krążek, lecz ten prześlizgnął się za linię bramkową. To trafienie powędrowało ostatecznie na konto Wronki.
– Teraz obowiązuje przepis, że bramka może być uznana nawet po gwizdku; nie wiem zatem, czy będą z tego kontrowersje… Szczerze, nawet nie jestem do końca pewien, co tam się wydarzyło, gdyż po mojej dobitce od razu położył się na mnie rywal. Jest gol – cieszymy się, że został on uznany i pomógł nam w zwycięstwie – zdradził nam 26-letni napastnik.
Patryk Wronka notuje świetne wejście w nowy sezon, przy swoim drugim podejściu do GKS-u Katowice. W zeszłej kampanii był zawodnikiem GKS-u Tychy, lecz mimo przyzwoitej zdobyczy punktowej, nie spełnił pokładanych w nim nadziei. W ekipie ze stolicy województwa śląskiego od samego początku tworzy niesamowicie skuteczną formację wespół z Grzegorzem Pasiutem oraz Bartoszem Fraszką.
– W Katowicach grałem już dwa lata temu, panowała tu dobra atmosfera. W szatni jest wielu chłopaków, z którymi wcześniej grałem. Nie było więc najmniejszego problemu, by się zaaklimatyzować – przyznał „Wrones”.
Podopieczni Jacka Płachty we wtorek udadzą się do Małopolski, gdzie zmierzą się z Comarch Cracovią. „Pasy” zdołały pokonać wczoraj GKS Tychy, a czyste konto zachował Dienis Pieriewozczikow.
– Na pewno nie będzie to łatwy mecz. Wiemy, że jak co roku Cracovia jest drużyną dobrą. Na początku mają skład, jaki mają, a potem dokooptują nowych graczy. Mogę się jednak spodziewać, że będą solidni i na pewno będzie trzeba na nich uważać – przestrzegł wychowanek Podhala Nowy Targ.
Forma drużyny dowodzonej przez Rudolfa Roháčka może stanowić sporą enigmę. Przed sezonem doszło tu do licznych zmian i personalnie ten zespół nijak nie przypomina już ekipy, która sięgnęła po srebro.
– Musimy przede wszystkim patrzeć na siebie. Wiemy, że jeśli zagramy swój dobry, konsekwentny hokej to zawsze mamy szanse na trzy punkty – wyjaśnił hokeista urodzony w Zakopanem.