zklepy.pl
Image default

Jak w kalejdoskopie. JKH w półfinale

Niezwykle zacięty pojedynek JKH GKS-u Jastrzębie z KH Energą Toruń był świetnym podsumowaniem całej ćwierćfinałowej serii. Ostatecznie, awans do półfinału wywalczyła wyżej notowana ekipa. Mistrzowie Polski wygrali dziś 4:3, choć trzykrotnie byli zmuszani, by odrabiać straty.

Któż by przypuszczał, iż po pierwszym ćwierćfinałowym meczu JKH GKS-u Jastrzębie, o losach rywalizacji mistrzów Polski z KH Energą Toruń rozstrzygnie siódmy mecz. Zmagania ponownie przeniosły się na Jastor, gdzie czekał nas finisz najbardziej wyrównanej pary pierwszego etapu play-offów.

Od pierwszego wznowienia nie mogliśmy narzekać na brak emocji, gdyż obydwie strony nie zwlekały z poszukiwaniami okazji do zdobycia pierwszego gola. Sztuka ta udała się przyjezdnym. Robert Arrak śmiało wjechał do tercji ofensywnej, a następnie starał się wymanewrować Patrika Nechvátala. Fińsko-estoński napastnik zagrał o tyle sprytnie, że krążek odbił się od parkana bramkarza gospodarzy, a następnie przekroczył linię bramkową.

Na odpowiedź ze strony jastrzębian nie trzeba było długo czekać. Nieco ponad pół minuty później na mocny strzał sprzed niebieskiej zdecydował się Siarhiej Bahalejsza, a zasłonięty Conrad Mölder nie miał zbyt dużej szansy na udaną interwencję. „Stalowe Pierniki” zdołały jednak odzyskać prowadzenie za sprawą Michała Kalinowskiego. Torunianin skutecznie przekierował krążek do siatki Nechvátala, czym de facto zakończył udział czeskiego golkipera JKH w dzisiejszym meczu.

Zmiana rezultatu nastąpiła w drugiej odsłonie gry. Jastrzębski Klub Hokejowy rozgrywał fatalną wręcz przewagę, bijąc głową w mur podczas mizernych prób przedarcia się do tercji rywali. Czasem do zdobycia bramki wystarczy jednak niewiele, o czym przekonał się Kamil Górny. Oddał on strzał z – wydawałoby się – beznadziejnej pozycji, jednak nieszczególnie mocne uderzenie z ostrego kąta zaskoczyło Möldera.

Ostatnie dwadzieścia minut było prawdziwą grą nerwów. „Stalowe Pierniki” zdołały po raz trzeci objąć prowadzenie, tym razem za sprawą Michaiła Szabanowa. Wpisał się on na listę strzelców po dobitce, wywołując eksplozję radości w sektorze gości. Gospodarze jednak się nie poddawali. Mölder ponownie skapitulował po mierzonym strzale z dystansu, a Mateusz Bryk utonął w objęciach partnerów z drużyny. Niespełna minutę później kolejnego gola dołożył Vitālijs Pavlovs, który do tej pory rozgrywał niespecjalnie udane zawody. Tym razem popisał się jednak perfekcyjnym strzałem z bekhendu tuż pod poprzeczkę, obracając dotychczasowy przebieg meczu o 180 stopni.

Jastrzębianie po raz pierwszy dziś mogli skupić się zatem na defensywie. Udało im się bezpiecznie dowieźć wynik do końcowej syreny, mimo iż trener Jussi Tupamäki posłał w bój szóstego gracza. Kolejne półfinałowe mecze mistrzów Polski zapowiadają się nie mniej pasjonująco. W kolejnym etapie rozgrywek czeka na nich już Re-Plast Unia Oświęcim.

JKH GKS Jastrzębie – KH Energa Toruń 4:3 (1:2, 1:0, 2:1)
0:1 – Robert Arrak – Dmitrij Kozłow (8:24),
1:1 – Siarhiej Bahalejsza (8:59),
1:2 – Michał Kalinowski – Aleksandr Rodionow (12:58),
2:2 – Kamil Górny – Mateusz Bryk, Roman Rác (23:28, 5/4),
2:3 – Michaił Szabanow – Mateusz Zieliński, Kamil Kalinowski (47:23),
3:3 – Mateusz Bryk – Radosław Nalewajka (51:17),
4:3 – Vitālijs Pavlovs – Arkadiusz Kostek, Siarhiej Bahalejsza (52:02).

JKH GKS: Nechvátal (od 12:59 Kieler) – Kostek, Bahalejsza; Kalns, Rác, Paś – Ē. Ševčenko, Bryk; A. Ševčenko, Pavlovs, Razgals – Górny, Kamienieu; R. Nalewajka, Jarosz, Bondaruk – Horzelski, Jelszański; Pelaczyk, Ł. Nalewajka, Płachetka.
Trener: Róbert Kaláber.

KH Energa: Mölder – Kozłow, Rodionow; Limma, Arrak, Huhdanpää – Kuraszow, Szkrabow; Vasjonkin, K. Kalinowski, Szabanow – Szkodienko, Jaworski; Zając, Korczocha, Syty – M. Kalinowski, Zieliński; Dołęga, Rożkow, Olszewski.
Trener: Jussi Tupamäki.

Najnowsze artykuły

Re-Plast Unia Oświęcim mistrzem Polski! Powrót na tron po 20 latach

Mikołaj Pachniewski

Re-Plast Unia wróciła do gry! Będzie siódmy mecz

Mikołaj Pachniewski

Zabójcze przewagi! GieKSa lepsza w samej końcówce dogrywki

Redakcja

Skomentuj