Comarch Cracovia w ubiegłym sezonie miała jeden cel – mistrzostwo Polski. Tak 115-lecie najstarszego klubu w Polsce chciał uczcić profesor Janusz Filipiak. To się jednak nie udało i „Pasy” wywalczyły „zaledwie” srebro.
Słaby początek
Po takim początku w wykonaniu ekipy z grodu Kraka mało kto obstawiał że znajdą się w finale mistrzostw Polski. „Pasy” grały bardzo słabo i od pierwszych kolejek znajdowały się w dolnej części tabeli. Odmłodzona koncepcja składu pod batutą trenera Rudolfa Roháčka kompletnie nie zdawała egzaminu. Drużynie brakowało wyraźnego lidera, który pociągnąłby cały zespół. Problemem była także obsada bramki. Michael Petrásek nie spełniał pokładanych w nim nadziei i niejednokrotnie przez jego nieudane interwencje cierpiał cały zespół.
Gra krakowian nieco poprawiła się, gdy do klubu powrócił Damian Kapica. Wychowanek Podhala Nowy Targ po nieudanej przygodzie z Bratislava Capitals powrócił do grodu Kraka. Ten z miejsca stał się liderem i potrafił dźwignąć zespół na swoich barkach. Mimo to pozycja w tabeli nie ulegała poprawie.
W końcu cierpliwość krakowskich działaczy się skończyła i zawodnicy, którzy od początku sezonu zawodzili, zostali zastąpieni. W pierwszej kolejności podziękowano Michaelowi Petráskowi, a jego miejsce tymczasowo zajął Robert Kowalówka. Ten spisywał się bardzo dobrze, mimo że w ostatnich sezonach nie miał zbyt wiele okazji do gry. Prawdziwe wzmocnienia dopiero jednak nadeszły.
Transferowa ofensywa
Działacze postanowili dość efektownie wzmocnić zespół. Ostatecznie pod Wawel sprowadzono aż 14 nowych zawodników! Wśród nich takie nazwiska jak: Jeremy Welsh, Darcy Murphy, David Goodwin, Maksim Ignatowicz, czy Taylor Doherty. Grę „Pasów” odmienili także znacząco bramkarz Dienis Pieriewozczikow, a także jego rodak Jewgienij Sołowjow. Nie wszystkie transfery były jednak trafione. Dość powiedzieć, że poniżej oczekiwań spisał się Ville Saukko. Fiński defensor nie przekonał do siebie czeskiego szkoleniowca i został odstawiony na boczny tor.
Nowi zawodnicy rzecz jasna zabrali miejsce hokeistom, którzy od początku sezonu występowali przy Siedleckiego. Miejsce w składzie utracili między innymi młodzieżowcy, Filip Drzewiecki czy Joseph Widmar.
Przepisy stały po stronie krakowian, a ich na nowo zbudowana maszyna z dnia na dzień nabierało rozpędu. To pozwoliło na zajęcie szóstego miejsca po fazie zasadniczej, a w ostatniej kolejce „Pasy” rozbiły GKS Katowice aż 10:1!
Spacer do finału…
W ćwierćfinale krakowianie trafili na rewelację rozgrywek – KH Energę Toruń. Początkowo rywalizacja była wyrównana i zacięta. Losy każdego meczu były wielką niewiadomą, ale ostatecznie to złożona naprędce Cracovia zwyciężyła 4:2, a bohaterem serii został Dienis Pieriewozczikow. W półfinale czekał na nich groźniejszy przeciwnik, a mianowicie mistrz Polski – GKS Tychy. Tam wielką rolę odegrał Robert Kowalówka, a także tercet: Welsh – Kapica – Sołowjow. Rezultat tej rywalizacji wyniósł 4-2 i hokeiści z grodu Kraka zameldowali się w finale. Tam nie było już jednak tak łatwo, a powracający do składu po śmierci ojca Pieriewozczikow nie błyszczał formą. Jastrzębianie postawili znaczny opór i odegrali się za porażki w ćwierćfinale w poprzednich latach. Podopieczni trenera Roháčka musieli zadowolić się srebrnym medalem, którym ukoronowali 115-lecie istnienia klubu.
Wiemy już, że drużyna z Krakowa w nadchodzącym sezonie będzie wyglądać zgoła inaczej. Większość obcokrajowców odeszła, od początku rozgrywek znów więcej szans do gry dostaną młodzi hokeiści. Czy ta koncepcja tym razem zda egzamin? Dowiemy się wkrótce.